Matko karmiąca, nie daj się zagłodzić!

Czy wiecie co najbardziej przeraża młodych rodziców we wczesnym okresie macierzyństwa i czym najczęściej są straszeni przez otoczenie? Kolkami. Straszne widmo kolek niemowlęcych popycha rodziców do zakupu kropelek na wzdęcia jeszcze przed urodzeniem dziecka i do zabezpieczania się na wszelkie sposoby przed ich wystąpieniem. Ciągły płacz, brak snu, bezsilność to coś, czego chcemy uniknąć i jest to naturalne i logiczne. Mniej logiczne jest natomiast to, co może być tego konsekwencją.

W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje mit, że przyczyną kolek jest alergia pokarmowa. Jest to duży skrót myślowy, gdyż faktycznie alergia pokarmowa może powodować bóle brzucha, ale nie każdy ból brzuszka (nazywany kolką) jest spowodowany alergią. Zaryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że takie źródło jest w mniejszości. Najczęściej przyczyną jest po prostu niedojrzałość przewodu pokarmowego. Dlatego też kolka samoistnie znika po kilku miesiącach, w zasadzie niezależnie od tego, jakimi sposobami próbowaliśmy ją zwalczać. Tymczasem otoczenie, najczęściej najbliższa rodzina, wymusza często na matkach, by stosowały dietę eliminacyjną "na wszelki wypadek", żeby uniknąć kolek. Co gorsze, to nie działa w ten sposób, że, jeśli mimo diety dziecko boli brzuszek, to znaczy, że jest nieskuteczna i można ją porzucić. Nie, tu zaczyna działać mechanizm lawinowy... Skoro odstawienie popularnych alergenów nie pomogło, to niech matka karmiąca odstawia kolejne produkty. Najchętniej babcie i ciocie zmuszają młode mamy, żeby wyjściowo zaczęły od jedzenia tylko suchego chleba z chudą wędlinką i gotowanego kurczaka z ryżem. Jak to nie wystarcza, to pewnie trzeba wyeliminować i chlebek. W końcu gluten to zło i pewnie to on szkodzi maleństwu. Rodzina gubi się w domysłach, a tymczasem matka karmiąca zaczyna przymierać głodem. Nie oszukujmy się, nikt nie ma ochoty jeść w kółko gotowanego kurczaka, ani też słuchać, że ten plasterek pomidora, który pozwoliłaś sobie zjeść na śniadanie na pewno spowodował, że teraz ono płacze. Nie dajmy się zwariować i sterroryzować! Tak naprawdę, nie ma żadnych naukowych dowodów na to, że kolki są spowodowane alergią na pokarmy spożywane przez matkę karmiącą. Jeśli dziecko ma dodatkowe objawy, świadczące o alergii, wtedy warto ustalić jej przyczynę i wyeliminować ten składnik. Ten konkretny, nie wszystkie. I nie zapobiegawczo! Same kolki jeszcze nie muszą oznaczać alergii, a jeśli dziecko nie ma wysypki, niepokojąco wyglądających kupek, a płacze niezależnie od tego, czy mama "zaszalała" i zjadła twarożek czy nie, to apeluję: dajcie matce żyć i jeść normalnie!

Coraz częściej słyszę historie ocierające się o granice absurdu, gdzie np. biedna młoda matka karmiąca żyje już tylko na słonych paluszkach, a rodzina wciąż podejrzewa, że dziecko płacze, bo ona coś zjadła. Nie dajmy się zwariować. Takie podejście może być nie tylko niekomfortowe dla młodej mamy, ale wręcz niebezpieczne i niezdrowe dla niej i dziecka. Dlaczego? Otóż natura tak to wszystko zaplanowała, żeby skład mleka zaspokajał potrzeby dziecka, niezależnie od stanu odżywienia matki. Jeśli ona nie przyjmuje wystarczającej ilości składników odżywczych, organizm wyciąga je z jej zapasów np. wapń z kości. Restrykcyjna dieta + karmienie piersią może skończyć się niebezpiecznymi dla zdrowia młodej matki niedoborami. Może również pogłębić poporodowy baby blues, pogorszyć jej samoocenę, uniemożliwić cieszenie się macierzyństwem. No bo czy głodna i sfrustrowana matka to szczęśliwa matka? I czy przypadkiem nie przeniesie tych emocji na dziecko tym samym nakręcając spiralę płaczu?  Dodatkowo może zniechęcić się do karmienia piersią, które przecież niesie tak wiele korzyści zdrowotnych dla dziecka. Stosowanie restrykcyjnej diety jest jedną z częstych przyczyn wczesnego odstawiania dziecka od piersi. Ciężko się zresztą dziwić, że pod presją otoczenia matki podejmują taką decyzję.

Jeśli zaś chodzi o dziecko, to wręcz przeciwnie do tego,co starają się nam wmówić, ekspozycja na alergeny w mleku matki może być dla niego właśnie korzystna. Zgodnie z tym, co wskazują najnowsze badania, to im wcześniej dziecko ma kontakt z alergenami, tym większe szanse, że alergia się u niego nie rozwinie. To właśnie sterylne wychowanie i unikanie kontaktu z alergenami często prowadzi do alergii. Pamiętacie jak było z psami, małymi dziećmi i astmą? Jeśli nie, to odsyłam tutaj. Ponadto, w pewnym stopniu, dziecko styka się z alergenami pokarmowymi już w brzuchu matki, tak więc przy karmieniu piersią to, co jadła matka w ciąży nie będzie dla niemowlaka aż taką nowością, jak nam się wydaje. Taka stopniowa ekspozycja będzie lepsza niż zetknięcie się z alergenem dopiero przy rozszerzaniu diety u dziecka.

Dlatego też, aby nie wyrządzić więcej szkody niż pożytku, nie warto stosować restrykcyjnej diety eliminacyjnej przy karmieniu piersią zapobiegawczo. Zostawmy ją sobie na wypadek wystąpienia faktycznych objawów alergii. Dieta matki karmiącej musi być bogata w witaminy, makro- i mikroelementy, kwasy omega-3, a żeby tak było musi być zróżnicowana. Trzeba odżywiać się zdrowo i rozsądnie. Jeśli chcecie coś eliminować, to nadal pozostają na liście chipsy, cola itp. To warto wyeliminować nawet nie karmiąc piersią ;)

Apeluję, więc do mam: bądźcie silne i nie dajcie się zagłodzić!

Do babć: nie wywierajcie niepotrzebnej presji na młodych mamach!

 I do tatusiów: macie być wsparciem dla żony i dziecka, więc lepiej pognajcie do sklepu po świeże warzywa i bułeczki, zamiast słuchać złotych rad rodziny i kazać żonom żyć na kurczaku i wodzie.

Wszystkim mamom karmiącym życzę smacznej kolacji i przespanej nocy :)



3 komentarze:

  1. Amen!
    Niech ta wiedza się szerzy i w końcu przestanę słyszeć o specjalnych przepisach dla mam karmiących....

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy drugim dziecku jestem już o niebo mądrzejsza. Żadne diety eliminacyjne. Jem wszystko to co chcę i kiedy chcę. Młoda prze szczęśliwa że ma mleczko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, że o tym piszesz, bo ciągle niestety pokutują stereotypy z czasów naszych matek i babek

    OdpowiedzUsuń