Ciemna strona spiruliny



Spirulina zalicza się do bardzo modnych ostatnio superfoods. Jest bogatym źródłem białka i witamin i jak to z superfood bywa, prawdopodobnie jest dobra na wszystko, ale nie została jeszcze dobrze przebadana. Jako, że zawsze podchodzę nieufnie do takich nowinek, które jeszcze nie zostały zbadane, ale już, często za sprawą dobrej reklamy + mody, przynoszą miliony producentom, postanowiłam przyjrzeć się minusom spiruliny. Okazało się, że szukanie jej ciemniejszej strony wcale nie było trudne, choć szukając informacji w wyszukiwarce, zazwyczaj trafia się na same superlatywy. Ja postanowiłam poszukać badań i naukowcy również i tym razem mnie nie zawiedli.


Czym jest spirulina? 


Spirulina jest de facto określeniem sinicy z gatunku Arthrospira. Kto bywa nad morzem, pamięta na pewno sytuacje, gdy kąpieliska zamykane są z powodu obecności toksycznych sinic. Jak się domyślacie, spirulina do nich nie należy. Czy to sprawia, że jej zażywanie jest w pełni bezpieczne? Nie do końca. Ale o tym za chwilę. Optymalne warunki do wzrostu tej sinicy to temperatura w granicach 35-38 stopni Celsjusza. Dlatego też produkowana jest głównie w krajach tropikalnych, o gorącym klimacie, bo tam jest to najbardziej opłacalne. Najwięksi producenci pochodzą z Kalifornii, Hawajów i Chin. Pozyskują oni spirulinę z naturalnych zbiorników bądź hodują w specjalnych zewnętrznych systemach. Możliwa jest również produkcja spiruliny w specjalnych zamkniętych bioreaktorach, które zapewniają jej odpowiednie warunki do wzrostu, jednak jest to proces dużo droższy i póki co na takie rozwiązanie zdecydowali się jedynie Niemcy.
Spirulinę można nabyć w postaci proszku albo tabletek, zarówno w aptekach, sklepach zielarskich, jak i przez internet. Rejestrowana jest oczywiście jako suplement diety. Mimo, moim zdaniem, mało korzystnej ceny, cieszy się ona dużą popularnością. Koszt kuracji najbardziej popularną spiruliną Cyanotech to ok. 50 groszy za gram. Aktualną cenę proszku możecie sprawdzić tutaj, a tabletek tutaj.
Na rynku światowym istnieje kilku wiodących dostawców, których preparaty trafiają do wielu krajów ( obecnie produkcja sięga 1300 ton rocznie! A prognozowany jest oczywiście dalszy wzrost.) Dlatego też ta spirulina, którą kupujemy u nas, będzie tą samą, którą nabywają nasi europejscy sąsiedzi. Część z nich zabrała się również za jej badanie. Jedno z takich ciekawych badań przeprowadzili Greccy naukowcy i między innymi do ich wyników będę się odwoływać.

 

 

Jakie zagrożenia niosą ze sobą preparaty spiruliny?


Podstawowym problemem jest czystość. Sinice mają to do siebie, że nigdy nie występują jako pojedynczy gatunek, ale stanowią miksturę różnych gatunków, w tym cyjanogennych, czyli toksycznych. Oczywiście producenci poddają spirulinę procesom uzdatniania i oczyszczania, jednak na ile są one dokładne i efektywne? Nad tym właśnie zastanawiali się Grecy i to postanowili sprawdzić. W tym celu przebadali 31 suplementów diety zakupionych z różnych źródeł, które miały zawierać spirulinę, bez żadnych dodatków. Jakie były wyniki? Większość z nich faktycznie zawierała spirulinę jako dominujący składnik (81-100%), chociaż zdarzył się też taki "kwiatek", gdzie było jej tylko 48,6%. Pozostały odsetek stanowiły inne cyjanobakterie, w tym wykryto co najmniej 3 toksyczne. Dla przypomnienia - toksyny sinic mogą prowadzić do: wymiotów, biegunek, gorączki, uszkodzenia wątroby, bóli mięśni i stawów, porażenia mięśni, niewydolności oddechowej prowadzącej do śmierci. Jak obliczyli naukowcy, zawartość sinic wytwarzających cyjanotoksyny w suplementach jest taka, że ryzyko stanowi przyjmowanie dawki 4g dziennie. O ile objawy zatrucia pokarmowego można rozpoznać szybko, o tyle o tym, że uszkadzamy sobie stopniowo wątrobę, bądź mięśnie, możemy przekonać się dopiero po czasie...

Kolejny problem - bakterie. Duże hodowle wodne nie są sterylne, a panujące tam warunki są idealne do rozwoju bakterii. Naukowcy zbadali więc suplementy na zawartość bakterii. W sprawdzonych 31 produktach znaleźli 469 różnych gatunków bakterii. Niezły wynik, nie? Były tam między innymi bakterie z rodzajów Pseudomonas, Clostridium, Enterococcus, które są powszechnie znane jako chorobotwórcze. Większość próbek zawierała podobne mikroorganizmy, jak próbki z okolicznych ścieków. Trudno w tej sytuacji dziwić się, że niektórzy stosujący spirulinę odczuwają nudności i zawroty głowy. Warto wtedy zastanowić się, czy jest to objaw oczyszczania organizmu czy może właśnie wręcz przeciwnie. Co ciekawe, na obecność bakterii w próbkach nie miało wpływu położenie geograficzne hodowli ani jej typ. Wszystkie sprawiedliwie był zanieczyszczone...

Ostatnia kwestia - metale ciężkie. Zdolność wiązania metali ciężkich przez spirulinę jest często przedstawiana jako jedna z jej zalet. Polecana jest do oczyszczania organizmu z metali ciężkich. Takie jej właściwości faktycznie zostały potwierdzone naukowo. Ba, są naprawdę duże. Tylko czy to faktycznie dobrze? Właściwości te wykorzystywane są w głównej mierze do oczyszczania wód. Gdy zbiornik wodny zanieczyszczony jest metalami ciężkimi, sinica ta wiąże je w dużych ilościach, oczyszczając wodę. Teraz połączmy to z faktem, że bywa pozyskiwana ze środowiska naturalnego. Zażywając taki suplement nie otrzymujemy więc remedium na metale ciężkie, a wręcz przeciwnie - serwujemy sobie ich potężną dawkę.

Co teraz sądzicie o tym superfood? Warto czy nie warto? A może znacie jakieś preparaty z certyfikatami czystości mikrobiologicznej i na zawartość metali ciężkich?

15 komentarzy:

  1. Też mam wątpliwości co do jej wspaniałości. Mam wrazenie, ze to kolejna moda. Już sama nazwa mnie zniechęca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z przedmówczynią. Dla mnie to takie kolejne pitu pitu na które przychodzi moda. Jest wiele produktów naturalnych, które były znane już naszym prababciom i świetnie się sprawdzały. Wydaje mi się, że każda zbilansowana dieta powinna opierać się na rozsądku a nie ma szukaniu na siłę superfoodsów ;)
    Udanego dnia :* Zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak sól morska, niby najzdrowsza, a czy ktoś pamięta ile syfu w morzach teraz pływa?

    OdpowiedzUsuń
  4. "Jedno z takich ciekawych badań przeprowadzili Greccy naukowcy i między innymi do ich wyników będę się odwoływać."

    Czy można prosić o link do tej pracy? Ewentualnie nazwiska autorów, tytuł, rok i pismo, lub PMID. Z góry dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Proszę bardzo: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/26819852

      Usuń
  5. Szkoda, że nikt nie podał źródła dobrej spiruliny :) Za przystępną cenę ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O naprawdę dobrą jakościowo i czystą spirulinę niestety ciężko. Z badań wynika, że praktycznie żadnej takiej nie było. Najlepsze parametry miała chyba ta niemiecka, ale czy to idzie jeszcze w parze z przystępną ceną to nie wiem, bo to ta produkowana w laboratoriach, a więc droższa...

      Usuń
  6. Od wielu lat wiele sprzecznych informacji o spirulinie krąży po sieci. Najlepiej jest się samemu przekonać. Dobre źródła na pewno się znajdą. Należy szukać producentów z renomą i długoletnim stażem. Sporo się tych suplementów teraz narobiło. Na niektórych nawet informacji o producencie nie idzie znaleźć. Niemiecka Natura Vitalis od lat działa na rynku europejskim, wile certyfikatów i patentów ma Febico, Cyanotech i pewnie jeszcze kilka się znajdzie. Trzeba tylko dobrze poszukać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wnikliwie pytać i żądać tych certyfikatów, bo wiele lat na rynku świadczy tylko o tym, że ktoś ma dobrych marketingowców, a niekoniecznie, że towar jest dobrej jakości ;) Z tego co widziałam to Ci producenci chwalą się, że ich spirulina pozyskiwana jest z naturalnych zbiorników w Chinach, a to dla mnie akurat zaletą by nie było :P

      Usuń
  7. problem w tym, że wykorzystywana naukowo Spirulina nie jest pozyskiwana tak samo jak komercyjna. z tego co opisali badacze z Poznania wynikało, że do "zbierania" spiruliny ze stawów chińczycy wykorzystują glin i on jest potem w dużych ilościach obecny w preparatach...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta spirulina, która wykorzystywana jest w badaniach to nie ta sama co uprawiana komercyjnie. Do "zbierania" tej komercyjnej wykorzystuje się często związki glinu i stąd bardzo wysoka ich zawartość w suplemencie. Jakiś czas temu pisali o tym polscy badacze.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawa sprawa. Przez kilka dni z rzędu brałam tabletki spiruliny (2 dziennie) zakupione w Tajlandii.
    Jednego dnia miałam spore wzdęcia brzucha plus ból wątroby, jednak przypisałam to mleku sojowemu, po którym nie zawsze czuję się najlepiej. Każdego ranka budziłam się w okolicach 5 rano z biegunką lub lekkim dyskomfortem w brzuchu.
    Nie przyszłoby mi do głowy, że spirulina mogłaby być przyczyną, bo jest reklamowana jest bardzo dobry specyfik min. na detoks.
    Postanowiłam spróbować 3 tabletek (proszek z nich wsypywałam do wody) i tu uwaga... po ponad 12-15 godzinach od wypicia, dopadły mnie silne mdłości.
    Nie byłam pewna czy to z tego powodu (bo jednak sporo czasu) więc wzięłam dość dobry specyfik na zatrucia. Od razu zaczęłam wymiotować razem w biegunką, oblał mnie zimny pot i mialam bardzo silny ból w dolnej części brzucha (któremu dałam 15-20min, a później chciałam już wybrać się do pobliskiego szpitala). Ból na szczęście minął.
    Na ten moment nie umiem powiedzieć czy to była na pewno wina spiruliny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja lykalam spiruline przez tydzień na pusty żołądek na czczo było ok , jak zaczęłam brać antybiotyki , probiotyki na boreliozę i w trakcie dnia spiruline to po chwili wzięło mnie na wymioty. Jestem pewna że to od tego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety miałam podobne doświadczenia. Wypiłam spirulinę w postaci roztworu wody, w której wymieszałam jedną łyżeczkę. Wypiłam na czczo. Po 3 godzinach od wypicia, zaczęłam odczuwać dyskomfort w żołądku, jelitach i zaczęłam wymiotować. Na szczęście z chwilą kiedy zupełnie mój żołądek pozbył się tego świństwa, poczułam ogromną ulgę. Jako, że pierwszy posiłek znałam dopiero po wymiotach, jak poczułam się lepiej, zasługę przypisuję spirulinie. Od razu wylądowała w koszu.

    OdpowiedzUsuń