Odrobaczanie dzieci bez recepty. Co warto wiedzieć?

Zauważyłam ostatnio nową modę na profilaktyczne odrobaczanie dzieci. Bez wizyty u lekarza, bez badań, raz bądź dwa razy w roku, na wszelki...

Zauważyłam ostatnio nową modę na profilaktyczne odrobaczanie dzieci. Bez wizyty u lekarza, bez badań, raz bądź dwa razy w roku, na wszelki wypadek. Przyznam, że mam mocno mieszane uczucia w tym temacie, ponieważ po pierwsze: leki przeciwpasożytnicze nie są znowu aż tak łagodnymi i obojętnymi dla organizmu lekami, by stosować je bez żadnych wskazań, a po drugie: nie każdy lek działa na każdego pasożyta, więc jeśli nie znamy wroga to jak z nim skutecznie walczyć? Faktem jest, że dzieci są szczególnie narażone na zakażenia pasożytnicze, bo piaskownice, przedszkola czy żłobki w połączeniu z braniem rączek czy zabawek do buzi, to prosta droga do zakażenia. Diagnostyka zaś jest trudna (ujemny wynik badania z kału wcale nie wyklucza obecności pasożytów, bo ciężko je wykryć) bądź kosztowna i wykonywana przez nieliczne laboratoria (badanie na przeciwciała z krwi). Dlatego najrozsądniejszą opcją wydaje mi się odrobaczanie dzieci dopiero w przypadku albo potwierdzenia zakażenia w badaniach albo występowania typowych niepokojących objawów jak np. nawracające bóle brzucha, wymioty, biegunki, zgrzytanie zębami, kaszel o niewyjaśnionej przyczynie, swędzenie w okolicy odbytu. Konsultacja z lekarzem oczywiście jak najbardziej wskazana. Niemniej od kilku miesięcy istnieje możliwość nabycia leku na robaki bez recepty, a tym samym bez konsultacji z lekarzem. Dlatego też tworzę ten wpis, aby zebrać dla Was takie małe "know how" przed samodzielnym podaniem leku.

Rodzice, którzy decydują się na odrobaczanie bez recepty mają tak naprawdę wybór między lekiem a środkami ziołowymi. W tym wypadku jednak, mimo całej sympatii do ziół, polecam nie wybierać natury. Dlaczego? Ponieważ wszystkie środki ziołowe na pasożyty, które udało mi się znaleźć (a jest ich niewiele) opierają się na piołunie i jemu podobnych ziołach goryczowych, które działają jako odstraszacze trafiając do przewodu pokarmowego. Czemu to niedobrze? Otóż nie ma gwarancji, że zniesmaczony goryczą pasożyt znajdzie taką drogę ucieczki, jakbyśmy tego chcieli. Kto pamięta ze szkoły cykle rozwojowe pasożytów, ten wie, że nie bytują one jedynie w przewodzie pokarmowym. Wystraszenie ich stamtąd może oznaczać, że uciekną np. do mięśni albo do mózgu, a to równa się dużo gorszym powikłaniom. Dlatego bezpieczniej wybrać środek, który je unieszkodliwi, a nie wystraszy.

Drugą opcją dostępną bez recepty jest Pyrantelum w zawiesinie (tabletki wciąż są na receptę). Oto kilka faktów, które warto znać przed jego zastosowaniem:

- Pyrantelum jest lekiem skutecznym w przypadku owsików, glisty ludzkiej i tęgoryjca dwunastnicy. Nie zadziała natomiast na pozostałe pasożyty, tak więc jeśli pasażerami na gapę są np. lamblie albo tasiemiec to środek ten nie wystarczy. Stąd też, tak jak pisałam, warto najpierw poznać "wroga".

- Dawkowanie również zależy od tego, z kim walczymy. Dla najpopularniejszych pasożytów, czyli owsików i glist, stosuje się schemat dwudawkowy - drugą dawkę podaje się 2-3 tygodnie po pierwszej. Wynika to z tego, że lek nie działa na wszystkie stadia rozwojowe pasożyta i trzeba dać im czas, by dojrzały i wtedy "dobić". Dawka jednorazowa  uzależniona jest od masy ciała, ale przejrzystą tabelkę znajdziecie w ulotce, więc nie będę jej tu powtarzać.

- Po otwarciu butelki lek można przechowywać przez 21 dni, co oznacza, że w przypadku dzieci zazwyczaj buteleczka wystarczy nam jeszcze na drugą powtórną dawkę.

- Lek przeznaczony jest dla dzieci powyżej 2 roku życia. Lekarz może zdecydować o podaniu go u młodszych dzieci, ale na własną rękę lepiej nie ryzykować, gdyż zastrzeżenie to wynika z ryzyka wystąpienia drgawek po podaniu leku u tak małych dzieci.

- Kuracją należy objąć całą rodzinę. Jeśli jedno z Was ma pasożyty, to z dużym prawdopodobieństwem macie je wszyscy, a żeby leczenie było skuteczne trzeba przeleczyć wszystkich jednocześnie.

- Samo podanie leku nie wystarczy. Trzeba zwrócić szczególną uwagę na higienę, a także pamiętać o zmianie pościeli, ręczników, piżam itp. rzeczy osobistych i wypraniu ich w wysokiej temperaturze.

- Pyrantelum nie nadaje się do profilaktyki. Jeśli wiesz, że w przedszkolu czy żłobku Twojego dziecka odnotowano przypadki owsicy, nie sięgaj po niego na wszelki wypadek. Nie zapobiegnie on zakażeniu. Jedyne co można zrobić w takim wypadku, to wpajać dziecku nawyk częstego mycia rączek i nie brania zabawek i paluszków do buzi, a także obcinanie krótko paznokci, żeby nie powchodziły pod nie jajeczka.

Powodzenia w walce z nieproszonymi gośćmi!

5 pułapek, które czyhają na rodzica w aptece, czyli jak nie przepłacać za leki

Czy zdarzyło się Wam, że paskudne grypsko rozłożyło po kolei całą rodzinę? Złapało młodsze dziecko, starsze dziecko, rodziców... I dla każd...

Czy zdarzyło się Wam, że paskudne grypsko rozłożyło po kolei całą rodzinę? Złapało młodsze dziecko, starsze dziecko, rodziców... I dla każdego trzeba kupić osobne leki, bo przecież nie można zastosować tego samego leku u roczniaka, co u jego brata z podstawówki albo tego samego, co dla jego taty. Czy aby na pewno tak jest? Niekoniecznie. Chociaż często sami producenci sugerują, że jest inaczej. Przeczytajcie jakie leki można zastosować zamiennie, żeby niepotrzebnie nie przepłacać, bo tak naprawdę to tylko chwyt marketingowy, a TO DOKŁADNIE TO SAMO. Skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?


1. Nurofen Junior od 6 lat vs. Nurofen Forte od 3 miesiąca życia

 


Czy gdy pociecha kończy 6 lat trzeba automatycznie przestawiać się na wersję junior, bo forte będzie już za słaba? Nie. Bynajmniej. Oba syropy mają bowiem ten sam skład, tę samą dawkę ibuprofenu. Wystarczy zatem jedna wspólna butelka- zarówno dla malucha, jak i dla starszaka. Wersja Junior to tylko chwyt marketingowy.

2. Mucosolvan mini od 1 roku życia vs. Mucosolvan

 


Czy dla malucha musimy kupić wersję mini, a dla starszaka i dla siebie zwykłą? Nie. "Zwykły" Mucosolvan również przeznaczony jest dla dzieci od 1 roku życia. Trzeba tylko zwrócić uwagę na dawkowanie, bo jest to wersja bardziej stężona, co akurat w wypadku dzieci, które mało chętnie przyjmują leki, może być dużym plusem. Czytelna tabelka z dawkowaniem jest na opakowaniu, więc nie ma problemu. Poza tym jedyną różnicą jest smak. Zwykły jest waniliowo-truskawkowy, a mini o smaku owoców leśnych (moje małe człowieki mówią, że ble ;) ). Podsumowując- na mokry kaszel wystarczy jeden syrop dla całej rodziny.

3. Pelavo multi 3+ vs. Pelavo multi 6+



Tutaj podobna sytuacja jak poprzednio. Czy dla starszaka musimy kupić 6+, a dla młodszego 3+? Niekoniecznie. Te syropy (stosowane przy przeziębieniu) mają ten sam skład, nawet jeśli chodzi o substancje pomocnicze, a różnią się jedynie dawką- jest równo 2 razy większa w 6+ niż w 3+. Tak więc, jeśli mamy dwóch chorych delikwentów w domu, to wystarczy zakupić jeden wybrany syrop i podać odpowiednio albo połowę dawki młodszemu (jeśli mamy 6+) albo podwójną dawkę starszemu (jeśli mamy 3+). Wyjdzie na to samo.

4. Strepsils Junior vs. Strepsils "dla dorosłych" z miodem i cytryną


Jeśli gardło boli i Ciebie i pociechę, to musisz wziąć oba opakowania pastylek do ssania? Tylko, jeśli dostaniesz od młodocianej pociechy wytyczne, że muszą być truskawkowe, ponieważ smak jest jedynym,co różni te tabletki. Skład mają ten sam i obie wersje można stosować od 6 roku życia.

5. Nurofen od 6 lat w tabletkach vs. "zwykły" Nurofen w tabletkach



Czym się różnią te tabletki? Jest jedna podstawowa, bardzo istotna różnica. Jaka? Cena. Za wersję dla dzieci na pewno zapłacicie więcej. Tymczasem ma ona tę samą dawkę (200mg) ibuprofenu, co "dorosła" wersja, a nawet tabletki wyglądają tak samo. Tak więc dla dzieci w wieku szkolnym i dla siebie można spokojnie kupić jedno opakowanie leku.

7 najczęściej popełnianych błędów podczas stosowania antybiotyków

1. Stosowanie antybiotyku na własną rękę Często zdarza się, że w domu zostaje resztka antybiotyku po poprzedniej chorobie albo życz...


1. Stosowanie antybiotyku na własną rękę


Często zdarza się, że w domu zostaje resztka antybiotyku po poprzedniej chorobie albo życzliwa koleżanka użyczy nam lek, który akurat ma w domu. Źródła mogą być różne, ale efekt często bywa ten sam- zaczyna mnie rozkładać choroba, więc wezmę antybiotyk, żeby się bardziej nie rozchorować. Bez konsultacji z lekarzem. Błąd! Nie jesteśmy w stanie sami się zdiagnozować i określić, czy dana choroba wymaga zastosowania antybiotyku czy nie. Ponadto jeden antybiotyk nierówny drugiemu i na różne infekcje wskazane są różne grupy antybiotyków, które działają na określone szczepy bakterii. Najbezpieczniej, jeśli wyboru dokona jednak zaufany lekarz, a nie my sami. Ponadto wiele osób ma alergie na niektóre antybiotyki. Biorąc lek, który z powodzeniem stosowała koleżanka możesz narazić się na poważne zagrożenie zdrowia, a nawet życia, jeśli u Ciebie akurat jest on przeciwwskazany. Ty nie musisz pamiętać nazw handlowych wszystkich odpowiedników leku, na który masz alergię, ale lekarz musi przed wypisaniem recepty sprawdzić, czy możesz dany lek bezpiecznie zażywać.

2. Stosowanie antybiotyku na przeziębienie lub grypę


Antybiotyki to leki przeciwbakteryjne, czyli działają na bakterie, a na wirusy już nie. Tymczasem przeziębienie i grypa to choroby wirusowe. Antybiotykiem ich nie wyleczymy i możemy sobie jedynie zaszkodzić.

3. Wcześniejsze zakończenie terapii


Lekarz zleca nam 7 dni kuracji antybiotykowej. Tymczasem już po 2 dniach widzimy poprawę, więc co robimy? Odstawiamy lek. Błąd! Po zastosowaniu antybiotyku objawy choroby mogą ustąpić dość szybko, ale nie znaczy to, że została ona już całkiem wyleczona. Kurację trzeba skończyć, aby "wybić" wszystkie bakterie i nie nabawić się nawrotu choroby i to w dodatku oporniejszej na leczenie.

4. Nieregularne stosowanie antybiotyku


Weźmy sobie za przykład najczęstsze dawkowanie antybiotyków, czyli 2 razy dziennie. Pierwszą dawkę wzięliśmy rano przed pracą (no chyba że dostąpiliście zaszczytu zwolnienia lekarskiego ;) ), to drugą weźmiemy jakoś wieczorem. Może przy kolacji, a może przed snem. Wszystko jedno. Kiedy się przypomni. Tak? Otóż nie. Antybiotyki powinno przyjmować się regularnie co do godziny, czyli w tym wypadku co 12h. Pierwsza dawka o 7 rano? To druga o 19. Dlaczego? Bo to gwarantuje skuteczność leczenia. Przez ten czas stężenie leku we krwi jest odpowiednie, aby utrzymać jego działanie. Gdy weźmiemy lek zbyt późno, następuje przerwa w działaniu i bakterie mają czas by się namnażać. Tym samym leczenie jest mniej skuteczne. Gdy zaś weźmiemy go zbyt wcześnie, to dawki niepotrzebnie nałożą się na siebie. Takie wahania stężenia leku we krwi zaburzają leczenie i prowadzą do rozwoju oporności bakterii na antybiotyki.

5. Złe przechowywanie


Ten punkt dotyczy antybiotyków dla dzieci. Docelowo mają one postać zawiesiny, którą należy zazwyczaj samemu przygotować. Po przygotowaniu w wielu przypadkach należy przechowywać ją w lodówce. Warto zwrócić na to uwagę.

6. Brak zastosowania probiotyku


Antybiotyki niestety nie potrafią działać wybiórczo i niszczyć tylko bakterii chorobotwórczych. Trafiając do przewodu pokarmowego niszczą również jego pozytywną mikroflorę, co może skutkować biegunkami, wymiotami, bólami brzucha, ale także spadkiem odporności, a nawet, na dłuższą metę, rozwojem alergii. Dlatego warto uzupełniać bakterie probiotyczne, pamiętając jednak o zachowaniu odstępu 2 godzin pomiędzy probiotykiem a antybiotykiem.

7. Interakcje z posiłkami i napojami


Najłatwiej i najlepiej zapamiętać, by wszystkie leki popijać wodą. Dotyczy to nie tylko antybiotyków. Szczególnie unikać trzeba soków owocowych, z naciskiem na sok grejpfrutowy, który potrafi sporo namieszać w przyswajaniu leków. Nie bez znaczenia bywa również jedzenie. Warto zwrócić uwagę, co w tej kwestii zaleca ulotka, gdyż niektóre antybiotyki nie są wchłaniane w obecności pokarmu. Szczególnie dotyczy to pokarmów bogatych w wapń, magnez, żelazo, takich jak m.in. mleko i jego przetwory: jogurty, kefiry itp. Dlatego też taktyka: "dodam dziecku antybiotyk do mleka, żeby chętniej wypiło", może być w wielu przypadkach błędna. Bo cóż z tego, że wypije, skoro lek i tak nie zadziała? Jeśli macie wątpliwości, zerknijcie do ulotki. Tam zawsze uprzedzają o takich interakcjach.

Tabletka 'po'. Skąd te kontrowersje?

Tabletka "po", czyli tabletka awaryjna, którą można zażyć do 5 dni od niezabezpieczonego stosunku, wywołuje obecnie burzę w media...

Tabletka "po", czyli tabletka awaryjna, którą można zażyć do 5 dni od niezabezpieczonego stosunku, wywołuje obecnie burzę w mediach. Wszystko to za sprawą zmieniającego się jej statusu- obecnie można ją kupić bez recepty, a już wkrótce ponownie będzie dostępna tylko na receptę. Przy tej okazji rozgorzała dyskusja, o tym czy jest to tabletka wczesnoporonna i czy kobiety powinny mieć do niej swobodny dostęp. O kwestiach moralnych nie będę tu pisała, bo każdy postępuje w zgodzie z własnym sumieniem, a ja nie zamierzam posługiwać się klauzulą sumienia farmaceuty. Niemniej jednak kilka faktów dotyczących tabletki EllaOne warto przytoczyć, zwłaszcza, że zaglądając do jej ulotki odkryłam, że producent potraktował ją raczej pobieżnie, co w dużej mierze tłumaczy zaistniałą burzę.


Jak działa EllaOne?


Spójrzmy najpierw na informację zawartą w ulotce: "Lek działa poprzez opóźnienie owulacji". W sumie z konkretów to tyle. Więcej informacji spodziewałam się w charakterystyce produktu leczniczego. Tam opisy są dużo bardziej precyzyjne i profesjonalne, więc w dziale "Właściwości farmakologiczne" spodziewałam się znaleźć wszystkie informacje, o których planowałam Wam napisać. Tymczasem okazuje się, że zdanie opisujące jego działanie zostało bardzo sprytne sformułowane tzn. "W przypadku zastosowania jako antykoncepcja w sytuacji nagłej mechanizm działania polega na hamowaniu lub opóźnianiu owulacji poprzez wstrzymanie wyrzutu hormonu luteinizującego (LH)." Niby wszystko się zgadza, bo faktycznie tak działa octan uliprystalu, ale jak przyjrzeć się dokładniej temu zdaniu, to widać jakie może być "ale". A mianowicie chodzi o fragment: "w przypadku zastosowania jako antykoncepcja w sytuacji nagłej". No bo ostatecznie czy lek wie w jakim celu go stosujemy? Nie. Ma ściśle określony mechanizm i działa tak samo, niezależnie od tego czy zażyliśmy go żeby zapobiec "wpadce" czy dlatego że myśleliśmy, że pomoże na ból głowy. Dlatego czepiam się tego sformułowania, bo faktycznie wpływanie na wyrzut hormonu LH jest zarejestrowanym, udowodnionym działaniem zapobiegającym zapłodnieniu. Tabletka zapobiega wyrzutowi LH, co z kolei powstrzymuje owulację do 5 dni, dając tym samym czas plemnikom na obumarcie. Pytanie tylko czy na tym jej działanie się kończy? Otóż nie. Tylko, że mam wrażenie, że resztę producent wolał przemilczeć.


O czym milczy ulotka a dyskutują badacze i lekarze?


EllaOne nie jest lekiem o długiej historii stosowania. Wprowadzono go na rynek w tym zastosowaniu, w tak dużej dawce zaledwie kilka lat temu. Co za tym idzie, nie są poznane zbyt dobrze długofalowe skutki jego stosowania, a także nie ma pełnego obrazu jego skuteczności i bezpieczeństwa. Dlatego też sam producent zachęca do zgłaszania na jego stronie przypadków zajścia w ciążę mimo zastosowania tabletki "po", a także informowania o tym jak się ta ciąża zakończyła. Statystycznie większość kończy się... aborcją. Na 376 ciąży powstałych mimo połknięcia tabletki, jedynie 28 zakończyło się żywym porodem. Jak widzicie nie jest to porażająca liczba, a już na pewno nie dająca statystycznie istotnych wiadomości. Stąd też wciąż nie do końca wiadomo jak wpływa tabletka na rozwijający się, mimo jej zażycia, płód. Bo, że nie daje ona 100% skuteczności to już wiadomo. Oczywiście nie jest zalecana do przyjmowania w trakcie ciąży. Czemu więc niektórzy twierdzą, że jest to tabletka wczesnoporonna? Otóż to nie do końca są bzdury wyssane z palca. Problem tkwi w interpretacji momentu powstania ciąży i dodatkowego działania, które producent w ulotce pominął. Ogólnie przyjmuje się, że ciąża i zarodek powstają w momencie, gdy zapłodniona komórka jajowa zagnieździ się w macicy. ALE dla niektórych już moment połączenia komórki jajowej z plemnikiem jest początkiem nowego życia i zagnieżdżenie tych dzielących się komórek nie jest warunkiem koniecznym. Przyjmując tą interpretację zapewne wiele z Was było w ciąży nie mając o tym nawet pojęcia, gdyż bardzo duży odsetek takich zapłodnionych jajeczek nie zagnieżdża się, a potencjalna przyszła mama nawet nie przypuszcza, że była tak blisko od posiadania potomka. Załóżmy zatem, że tabletka "po" została połknięta wprawdzie szybko po stosunku, ale owulacja nastąpiła wcześniej. Czy zatem mechanizm hamowania LH zadziała i zapobiegnie ciąży? Nie. Dojdzie do zapłodnienia. Czy na tym kończy się działanie EllaOne? Oficjalnie tak, ale tu właśnie powstaje miejsce dla kontrowersji. 

Octan uliprystalu był początkowo, w dużo mniejszych dawkach, stosowany jako środek na mięśniaki macicy. Ma on bowiem wpływ na śluzówkę macicy. I tu dochodzimy do sedna. Aby doszło do powstania ciąży (w tym oficjalnym znaczeniu, czyli wraz z zagnieżdżeniem zarodka), śluzówka macicy musi spełniać odpowiednie warunki i to zagnieżdżenie umożliwić. Tymczasem niektóre substancje powodują, że do tego zagnieżdżenia nie dochodzi. Czy składnik EllaOne jest jedną z nich? Oficjalnie producent nic o tym nie wspomina, jednak wyniki badań prowadzą do podzielonych wniosków. Badanie, które miało sprawdzić wpływ octanu uliprystalu na śluzówkę macicy przeprowadzono bowiem na trzech dawkach: 10, 50 i 100mg. Wykazało ono, że dawki 50 i 100mg powodują zcieńczenie i opóźnienie dojrzewania endometrium, co powoduje, że implantacja zarodka jest utrudniona. Dawka 10mg nie wywoływała takich zmian. I tutaj pojawia się problem w interpretacji, bowiem EllaOne ma dawkę 30mg. Część badaczy twierdzi, że w związku z tym, nie będzie powodowała zmian, podobnie jak dawka 10mg. Druga część zaś twierdzi, że dawka 30mg będzie dawała takie same efekty jak 50mg. Ta faktycznie dostępna dawka niestety nie została przebadana i zdania pozostają podzielone. Jeśli faktycznie takie jest działanie dostępnej dawki, to warto byłoby zawrzeć w ulotce dodatkową informację o zapobieganiu implantacji zarodka. W końcu dla niektórych, ze względów etycznych, może mieć to duże znaczenie. Użycie określenia "tabletka wczesnoporonna" to wciąż zbyt duże słowo względem tego środka, ale można zrozumieć co mają na myśli jej przeciwnicy.


Dodatkowo na niekorzystny wizerunek octanu uliprystalu wpływa też mifepriston, czyli tabletka poronna. Zapytajcie co mają ze sobą wspólnego te dwa "leki"? Mifepriston jest antagonistą receptora progesteronowego. W dużych dawkach działa poronnie, w mniejszych był stosowany podobnie jak EllaOne- jako tabletka "po", ale, zapewne ze względu na to drugie działanie, "nie przyjął się". EllaOne zaś jest nazywana modulatorem receptora progesteronowego, a jej dokładne działanie nie zostało wyjaśnione. Możliwe, że jest antagonistą receptora progesteronowego, co oznaczałoby, że ma taki sam mechanizm działania jak znana tabletka poronna... Możliwe, ale nie pewne, bo może jest zupełnie inaczej. Zasadniczo można uznać, że są to podobne leki. Z tym, że działania większych dawek octanu uliprystalu na istniejącą ciążę nie sprawdzano... 

Na pewno poznanie dokładnego mechanizmu działania tego leku przed wprowadzeniem go do obrotu (i to bez recepty), rozwiałoby wiele wątpliwości i rozgoniło burzę wokół tej jednej tabletki. Szkoda, że takich badań nadal nie ma, a kwestia bliskości "pokrewieństwa" tabletki "po" i tabletki poronnej nadal zostaje pod znakiem zapytania. W końcu, wyniki badań są sprzeczne, dokładny mechanizm nieznany, a dużych dawek nie przebadano pod kątem działania po zapłodnieniu. Może jest tak jak z Viagrą- dawka 25mg dostępna bez recepty, a 100mg na receptę, ale jaki problem zażyć 4 tabletki? Tabletka "po" dostępna w dawce 30mg, a kilka tabletek "po" daje... A może nie daje? Mam nadzieję, że kiedyś się dowiemy...





Źródła:
1. Ulotka leku EllaOne
2. Karta charakterystyki produktu leczniczego EllaOne
3. "Mechanism of action of Ulipristal Acetate for emergency contraception: A systematic review." E.Rosato, M.Farris, C.Bastianelli

Zaparcia u dzieci. Jak z nimi walczyć?

Jakiś czas temu pisałam już o radzeniu sobie z biegunką u dzieci. Teraz przyszła kolej na odwrotną dolegliwość, czyli zaparcia. Długotrwałe...

Jakiś czas temu pisałam już o radzeniu sobie z biegunką u dzieci. Teraz przyszła kolej na odwrotną dolegliwość, czyli zaparcia. Długotrwałe zaparcia lub te występujące u małych dzieci, zawsze warto skonsultować z pediatrą. Następnie pierwszym krokiem powinno być przyjrzenie się diecie dziecka - czy nie ma w niej zbyt wielu słodyczy, czy jest bogata w błonnik, czy występują w niej owoce i warzywa oraz czy dziecko dużo pije. Skutecznym domowym sposobem na zaparcia są suszone śliwki. Co jednak jeśli zmiana diety nie wystarcza? Przedstawię Wam dostępne bez recepty preparaty do stosowania u dzieci, które pomogą Wam w walce z zaparciami nie będącymi powikłaniami innych chorób. Możecie stosować je, aby trochę ulżyć dziecku, gdy ma problemy z wypróżnianiem, ale pamiętajcie, że im rzadziej będziecie je stosować, tym lepiej. Chodzi o to, by nie rozleniwić układu pokarmowego i by umiał sobie sam radzić z wydalaniem.



Oto środki, które można stosować u dzieci:


Czopki glicerolowe 1g
Działają drażniąco na końcowy odcinek przewodu pokarmowego, co prowadzi do efektu przeczyszczającego po ok. 15 do 60 minutach po zaaplikowaniu. Należy je stosować tylko doraźnie, nie długotrwale. Poniżej 3 roku życia stosuje się pół czopka jednorazowo, 3-6 lat: 1 do 2 czopków, powyżej 6 r.ż.- 2 czopki.

Lactulosum
Lek przeczyszczający o działaniu osmotycznym, w syropie. Stosuje się go na czczo, przed posiłkiem. Dawki dla dzieci to odpowiednio:
- niemowlęta: 2,5ml na dobę
- dzieci do 3 roku życia: 5ml na dobę
- po 3 r.ż.: 5-15ml na dobę
Jest środkiem stosunkowo bezpiecznym. U dzieci czasami może powodować wzdęcia. Nie jest wskazany w przypadku nietolerancji laktozy.

Dicopeg junior
Składnikiem aktywnym jest makrogol 3350. Oznacza to, że jest to środek o osmotycznym działaniu przeczyszczającym, czyli nie jest wchłaniany w jelitach, jest wydalany w niezmienionej formie. Nie podrażnia również śluzówki przewodu pokarmowego. Jego działanie polega na zmiękczeniu stolca, co ułatwia wypróżnianie. Dlatego też jest bezpieczny dla dzieci już od 6 miesiąca życia.
Ma formę saszetek, których zawartość rozpuszcza się w wodzie i wypija. Powinno się zachować długi odstęp od posiłku.

Xenna Balance Junior
Ma dokładnie takie samo działanie i skład jak Dicopeg Junior, tak więc: patrz wyżej.

Nasiona lnu/len mielony
Len działa regulująco, powlekająco na przewód pokarmowy. Ze względu na dużą zawartość śluzów ma właściwości poślizgowe i przyspiesza perystaltykę. Można go stosować na 2 sposoby:

1. Całe nasiona lnu zalewa się gorącą wodą lub gotuje przez chwilę, a następnie przecedza i podaje się dziecku powstałą śluzową "galaretkę".

2. Nasiona mieli się lub kupuje gotowe zmielone (chociaż najlepsze właściwości mają, gdy są mielone na świeżo) i łyżeczkę powstałego proszku dodaje do jedzenia np. do jogurtu.

Ważne, by nie stosować więcej niż 1 łyżeczkę lnu dziennie, ze względu na obecność glikozydów cyjanogennych.
Efekt w przypadku lnu nie jest spektakularny, tak więc to, że nie zadziała już po pierwszym użyciu, nie oznacza, że wcale nie jest skuteczny.

Probiotyki
Regulują pracę przewodu pokarmowego. Wiemy już, że mogą być przydatne w przypadku biegunki, ale nie tylko. Zaburzona mikroflora jelitowa może prowadzić także do zaparć, tak więc w przypadku tego typu problemów zawsze warto włączyć dobry probiotyk. Jak go wybrać pisałam tutaj

Melilax Pediatric
Mikrowlewki, czyli nazwijmy to po imieniu- mini-lewatywy dla dzieci na bazie naturalnych składników- miodów, polisacharydów z aloesu i ślazu dzikiego. Dzięki obecności śluzów i dużej lepkości, chronią błonę śluzową podczas wypróżnienia. Można stosować u niemowląt i dzieci (oczywiście jeśli nie mają alergii na żaden ze składników).

Błonnik dla dzieci
Istnieją specjalne błonniki w proszku dedykowane dzieciom, często wzbogacone o bakterie probiotyczne. Warto pamiętać, że działanie błonnika polega na pęcznieniu i zwiększeniu objętości masy kałowej. Toteż, aby był skuteczny, warunkiem koniecznym jest przyjmowanie dużej ilości płynów. W przeciwnym wypadku możemy osiągnąć efekt przeciwny do zamierzonego. Jeśli więc Twoje dziecko pije niechętnie i w niedużych ilościach, to błonnik nie jest dla niego dobrym rozwiązaniem.

A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na zaparcia u dzieci? Jeśli tak, to podzielcie się nimi w komentarzach :)

Witaminy dla ciężarnych- jak wybrać te właściwe?

Ciąża to okres, kiedy kobieta chce jak najlepiej zadbać o siebie i rosnące w niej maleństwo. Dlatego też większość ciężarnych sięga po dedy...

Ciąża to okres, kiedy kobieta chce jak najlepiej zadbać o siebie i rosnące w niej maleństwo. Dlatego też większość ciężarnych sięga po dedykowane im witaminy. Tylko jak wybrać z ogromu dostępnych preparatów ten właściwy? Których witamin i w jakich dawkach tak naprawdę potrzebuje ciężarna? Które preparaty mają najlepszy skład, a które zbyt ubogi lub wręcz przeciwnie- zbyt szeroki? Zapraszam do lektury.



Skąd w ogóle pomysł, aby suplementować witaminy w ciąży? Czy te dostarczane w diecie nie wystarczą? Otóż niekoniecznie. W okresie ciąży znacznie zwiększa się zapotrzebowanie organizmu na niektóre składniki diety, a przy tym, za sprawą hormonów, zmniejsza się ich biodostępność. Toteż dieta, która miałaby wystarczyć na pokrycie zapotrzebowania zarówno matki, jak i płodu, musiałaby być bardzo starannie przemyślana, a i tak niektórych składników nie dałaby rady dostarczyć (np. witaminy D).  Tak naprawdę tych niezbędnych składników nie jest wcale tak dużo, bo tylko 3. Kolejne 3 są zalecane, w zależności od potrzeb. Tak więc dobry zestaw witamin dla ciężarnych nie musi wcale mieć obszernego składu. Ważne, aby zawierał:

Kwas foliowy
W dawce 0,4 mg. Zapobiega on wadom układu nerwowego, serca, układu moczowego. Zmniejsza ryzyko poronienia i zakrzepicy. Więcej o nim pisałam niedawno tutaj


Jod 
Jest pierwiastkiem, na który zapotrzebowanie znacznie wzrasta w ciąży.  Wg rekomendacji WHO dobowa dawka jodu w ciąży i przy karmieniu piersią powinna wynosić 200-500 mikrogramów. Jego niedobory mogą skutkować niedorozwojem umysłowym, uszkodzeniem ośrodkowego układu nerwowego, niedosłuchem lub głuchotą u noworodka. U matki zaś mogą prowadzić do niedoczynności tarczycy, która zaś zwiększa ryzyko poronienia i porodu przedwczesnego.


Witamina D 
Jest to witamina o szerokim spektrum działania, potrzebna tak naprawdę każdemu z nas. W ciąży szczególnie ważna, ze względu na stan kości matki. Ponadto wpływa na odporność organizmu i obniża ryzyko zachorowania na niektóre nowotwory. Potwierdzono również, że zmniejsza ryzyko infekcji bakteryjnych pochwy, które mogą powodować powikłania ciąży. U kobiet ciężarnych zalecana dawka to 2000 IU/dobę


Żelazo
 Anemia jest częstą przypadłością dotykającą kobiety w ciąży. Powoduje ona uczucie zmęczenia, ale także zwiększa ryzyko przedwczesnego porodu. Zalecana dzienna dawka to 26-27 mg żelaza. W przypadku wystąpienia niedokrwistości wzrasta ona do 30-120mg. Co ważne, suplementację żelazem należy rozpocząć dopiero po ukończeniu 8 tygodnia ciąży, gdyż wcześniej wysokie stężenie żelaza powoduje ryzyko powstania wad rozwojowych.


Wielonienasycone kwasy tłuszczowe (DHA)
 Kwasy omega-3 mają wpływ na rozwój układu nerwowego i narządu wzroku. Wpływają na wzrost masy urodzeniowej i zmniejszają ryzyko przedwczesnego porodu. Ponadto zmniejszają ryzyko wystąpienia cukrzycy typu I, alergii oraz nadciśnienia w wieku dorosłym. Obniżają także ryzyko wystąpienia depresji poporodowej u matki. Ich przyjmowanie jest bezpieczne, gdyż nie wykazano żadnych skutków ubocznych ani dla ciężarnych, ani dla płodu.
Zalecane spożycie w ciąży to co najmniej 600mg DHA dziennie, a w przypadku ryzyka porodu przedwczesnego 1000mg DHA. Najważniejsze jest przyjmowanie go od 20 tygodnia ciąży, kiedy to następuje intensywny rozwój układu nerwowego u dziecka.
Jeśli chodzi o źródło DHA, to także nie jest ono obojętne i warto zwrócić uwagę na jego pochodzenie. Jedynym bowiem zagrożeniem jest w tym wypadku zanieczyszczenie metalami ciężkimi i innymi chemicznymi zanieczyszczeniami. Dlatego też, szczególnie w ciąży, nie powinnyśmy decydować się na najtańszy, niepewnego pochodzenia tran czy suplement omega-3. Warto zwrócić uwagę czy jest przebadany pod kątem czystości, z czego pozyskiwane jest DHA. Najbezpieczniejsze są małe ryby oraz algi z rodzaju Schizochytrium sp. hodowane w sztucznych warunkach.


Magnez
 Teoretycznie nie jest potrzebny każdej ciężarnej, ale w praktyce większość z nich na którymś etapie ciąży dostaje od lekarza zalecenie, by go suplementować. Magnez jest szczególnie ważny dla prawidłowej kurczliwości mięśni. Jego niedobory mogą prowadzić do bolesnych skurczy np. łydek, ale także przedwczesnych skurczy macicy. Ponadto zwiększają ryzyko wystąpienia nadciśnienia. Zalecane dawki to 200-1000mg magnezu na dobę. Wybór preparatu warto skonsultować z lekarzem, bo magnez magnezowi nierówny.

Na tym kończy się lista zalecanych przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne składników do suplementacji w ciąży. Zapotrzebowanie na pozostałe powinno być pokrywane z diety.


Jakie witaminy dla kobiet w ciąży wybrać?


Żeby odpowiedzieć na to pytanie, podsumujmy co powinny zawierać, a następnie przyjrzyjmy się składom najpopularniejszych preparatów. Optymalnie byłoby, więc, by zawierały:
0,4 mg kwasu foliowego
200-500 mikrogramów jodu
2000 IU witaminy D
a dodatkowo:
26-27mg żelaza
600-1000mg DHA
min.200 mg magnezu (chociaż osobiście polecałabym magnez wybrać w osobnym preparacie- lepsza przyswajalność)

A oto skład najpopularniejszych witamin dla ciężarnych wg zalecanego dziennego spożycia:

Femibion Natal 2 Plus: 0,6mg folianów (0,2mg kwasu foliowego i 0,4mg folianu), 150mcg jodu, 400 IU witaminy D, 28mg żelaza, 200mg DHA, 70mg magnezu i 13 innych witamin i minerałów

Falvit mama 0,4mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 200 IU witaminy D, 20mg żelaza, brak DHA i magnezu, 16 innych składników

Olimp Vita-min Plus Mama: 0,4mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 200IU witaminy D, 14mg żelaza, 50mg magnezu, brak DHA, 15 innych składników

Omegamed Optima: 0,4mg kwasu foliowego i 0,4mg folianu, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 30mg żelaza, 250mg DHA, brak magnezu

Doppelherz aktiv Mama: 0,6mg kwasu foliowego, 100mcg jodu, 200IU witaminy D, 15mg żelaza, 90mg magnezu, 200mg DHA i 12 innych składników

 Doppelherz aktiv Mama Premium: 0,4mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 26mg żelaza, 100mg magnezu, 600mg DHA i 2 inne witaminy

Pharmaton Matruelle: 0,6mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 200IU witaminy D, 27mg żelaza, 150mg DHA, 10mg magnezu i 14 innych składników

Vita-miner Prenatal DHA: 0,4mg kwasu foliowego, 150mcg jodu, 400IU witaminy D, 28mg żelaza, 220mg DHA, 50mg magnezu i 15 innych składników

Prenatal Classic: 0,8mg folianów, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 60mg żelaza, brak DHA, 4 inne składniki

Prenatal DUO: 0,8mg folianów, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 60mg żelaza, 600mg DHA, 4 inne składniki

Pregna Plus: 0,4mg kwasu foliowego, 0,208 folianu, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 26mg żelaza, 20mg DHA

Folik Mama 2/3: 0,4mg kwasu foliowego, 150mcg jodu, 800IU witaminy D, 200mg magnezu, 300mg DHA, brak żelaza

Legenda: na zielono zaznaczyłam składniki, które dokładnie pokrywają się z zaleceniami. Pozwoliłam na delikatne odstępstwa w zawartości żelaza, bo 1-2mg na plus można nadal zaliczyć jako zaletę. 


Jak widzicie, niektórym preparatom niewiele brakuje do ideału, inne zaś (i to wcale nie najtańsze) nie są zbyt "zielone". Mam nadzieję, że moje zestawienie ułatwi Wam wybór preparatu dopasowanego do Waszych potrzeb. W końcu nie jedna z nas usłyszała już od swojego lekarza: "Niech sobie Pani kupi JAKIEŚ witaminy". Czyż nie? ;)

Farmaceuto, miej sumienie...

Jest około godziny 13. Do apteki wchodzi chłopak, podaje receptę i zaczyna nas prosić, dosłownie błagać, żebyśmy zrobiły mu ten lek r...



Jest około godziny 13. Do apteki wchodzi chłopak, podaje receptę i zaczyna nas prosić, dosłownie błagać, żebyśmy zrobiły mu ten lek recepturowy. Recepta świeżo wypisana, od kardiologa z kliniki w mieście wojewódzkim, dla niemowlaka. My przyglądamy się recepcie, a młody tata zaczyna opowiadać. Że właśnie wrócili ze szpitala, że jego 2-miesięczna córeczka będzie musiała być operowana, że ta wieść spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Że nie wiadomo, co będzie dalej... I że ten lek córka ma brać w ramach przygotowania do operacji. I, że nikt nie chce mu go zrobić... Opowiada, że chodzi od apteki do apteki i wszędzie mu odmawiają, odsyłają z kwitkiem. Że on już chciałby być przy dziecku, a nie jest w stanie zapewnić mu leku, którego ono potrzebuje. Przyjmujemy receptę do realizacji, zaczynam sprawdzać stany składników, żeby ustalić na kiedy lek może być gotowy, dopytuję na kiedy go potrzebuje, czy aby na pewno na jutro będzie dobrze i wtedy uderza mnie myśl: "Jak można było odesłać tego człowieka i odmówić mu wykonania leku? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby to zrobić? Jak to możliwe, że moi koledzy po fachu widząc wystraszonego ojca, który potrzebuje lek dla swojej maleńkiej chorej córeczki, tak po prostu mu odmawiają?". I najgorsze, że chyba znam odpowiedź na te pytania. I wcale mi się ona nie podoba...

Kończymy trudne studia, zdajemy masę egzaminów, bronimy pracę magisterską, by wreszcie stanąć za okienkiem i... zostać sprzedawcą. Niestety, obecnie właśnie tak wiele osób postrzega farmaceutów. Zawód, który kiedyś cieszył się szacunkiem, obecnie ma go coraz mniej. I można w tym miejscu szukać winnych takiego stanu i zapewne znalazłabym ich wielu, ale nie to chciałam dzisiaj analizować. Przy okazji sytuacji, którą Wam opisałam, zaczęłam zastanawiać się w jakim stopniu to także wina samych farmaceutów. Bo jakie zdanie ma mieć o aptekarzu taki pacjent odesłany z kwitkiem? Co pomyśli, gdy zda sobie sprawę z tego, dlaczego w innej aptece nie chcieli wykonać mu przepisanego leku? Domyślacie się już dlaczego nie chcieli? No cóż... Proszki dzielone dla dziecka to sporo roboty. Ważenie, mieszanie, sypanie, ważenie, sypanie i tak 40 razy, z dokładnością do 3 miejsca po przecinku. Co najmniej godzina spędzona w recepturze na robieniu jednego leku. Jednego leku za 20 zł. Podczas, gdy można by w tym czasie przy okienku sprzedać leki za co najmniej 10 razy taką kwotę i nie napracować się przy tym tak, jak przy leku robionym. Tak więc lenistwo, chęć większego zarobku czy może dwa w jednym? Zdecydujcie sami jak to interpretować. Na pewno o odmowie nie przesądził brak sprzętu, bo potrzebny jest tylko moździerz i waga, a te są obecne w każdej aptece. Może powstrzymał ich fakt, że są duże szanse, że pozostała część niewykorzystanego leku się przeterminuje? A to daje przecież straty... jakichś 3 zł w tym wypadku. Jak położyć na szali z jednej strony nieduży zarobek, więcej pracy i perspektywę utraty 3zł, a z drugiej życie dziecka, to co należy wybrać? Dla mnie wybór był oczywisty i dziwi i oburza mnie, że innym brak serca, odrobiny empatii dla pacjenta, który przychodzi przecież nie do sklepu, ale do apteki i liczy na pomoc.

Pewnie część z Was (znających pracę farmaceuty od podszewki) powie, że to przez sieciówki, przez wymagania pracodawców, przez tabelki... A ja sądzę, że to zależy od człowieka. Że nawet pracując w sieciówce, nie trzeba zatracać siebie. Prawda jest taka, że większość aptek w moim mieście jest właśnie w rękach farmaceutów i to tam odmówiono wykonania leku. Ja pracuję w jednej z największych sieciówek i nie przeszkodziło mi to być farmaceutą, pamiętać po co i dlaczego kończyłam studia i przede wszystkim, być człowiekiem dla drugiego człowieka. Ta naklejka "Wykonujemy leki recepturowe" nie wisi w naszej aptece tylko na ozdobę i nikt z szefostwa nie będzie miał do mnie pretensji o to, że poświęciłam swój czas na recepturę. Nie barykaduję się przy okienku, żeby tylko zrealizować cel sprzedażowy, ale jestem tam dla pacjenta i odpowiadam na jego potrzeby. I jestem z siebie dumna, bo nie zatraciłam siebie.

Dziś wyszłam z pracy z poczuciem spełnienia i świadomością, że zrobiłam coś dobrego, coś czego mnie uczono i co sprawia mi satysfakcję. Może trochę boli mnie kręgosłup od schylania się nad wagą, może nie dostanę za tę pracę premii, ale najlepszą premią dla mnie będzie świadomość, że może dzisiaj rodzice tej małej dziewczynki będą spać spokojniej, bo mają lek dla swojego dziecka. I o to apeluję do wszystkich moich kolegów i koleżanek po fachu- nie bądźcie tylko sprzedawcami, bądźcie farmaceutami i ludźmi z odrobiną empatii!