Farmaceuto, miej sumienie...
Jest około godziny 13. Do apteki wchodzi chłopak, podaje receptę i zaczyna nas prosić, dosłownie błagać, żebyśmy zrobiły mu ten lek recepturowy. Recepta świeżo wypisana, od kardiologa z kliniki w mieście wojewódzkim, dla niemowlaka. My przyglądamy się recepcie, a młody tata zaczyna opowiadać. Że właśnie wrócili ze szpitala, że jego 2-miesięczna córeczka będzie musiała być operowana, że ta wieść spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Że nie wiadomo, co będzie dalej... I że ten lek córka ma brać w ramach przygotowania do operacji. I, że nikt nie chce mu go zrobić... Opowiada, że chodzi od apteki do apteki i wszędzie mu odmawiają, odsyłają z kwitkiem. Że on już chciałby być przy dziecku, a nie jest w stanie zapewnić mu leku, którego ono potrzebuje. Przyjmujemy receptę do realizacji, zaczynam sprawdzać stany składników, żeby ustalić na kiedy lek może być gotowy, dopytuję na kiedy go potrzebuje, czy aby na pewno na jutro będzie dobrze i wtedy uderza mnie myśl: "Jak można było odesłać tego człowieka i odmówić mu wykonania leku? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby to zrobić? Jak to możliwe, że moi koledzy po fachu widząc wystraszonego ojca, który potrzebuje lek dla swojej maleńkiej chorej córeczki, tak po prostu mu odmawiają?". I najgorsze, że chyba znam odpowiedź na te pytania. I wcale mi się ona nie podoba...
Kończymy trudne studia, zdajemy masę egzaminów, bronimy pracę magisterską, by wreszcie stanąć za okienkiem i... zostać sprzedawcą. Niestety, obecnie właśnie tak wiele osób postrzega farmaceutów. Zawód, który kiedyś cieszył się szacunkiem, obecnie ma go coraz mniej. I można w tym miejscu szukać winnych takiego stanu i zapewne znalazłabym ich wielu, ale nie to chciałam dzisiaj analizować. Przy okazji sytuacji, którą Wam opisałam, zaczęłam zastanawiać się w jakim stopniu to także wina samych farmaceutów. Bo jakie zdanie ma mieć o aptekarzu taki pacjent odesłany z kwitkiem? Co pomyśli, gdy zda sobie sprawę z tego, dlaczego w innej aptece nie chcieli wykonać mu przepisanego leku? Domyślacie się już dlaczego nie chcieli? No cóż... Proszki dzielone dla dziecka to sporo roboty. Ważenie, mieszanie, sypanie, ważenie, sypanie i tak 40 razy, z dokładnością do 3 miejsca po przecinku. Co najmniej godzina spędzona w recepturze na robieniu jednego leku. Jednego leku za 20 zł. Podczas, gdy można by w tym czasie przy okienku sprzedać leki za co najmniej 10 razy taką kwotę i nie napracować się przy tym tak, jak przy leku robionym. Tak więc lenistwo, chęć większego zarobku czy może dwa w jednym? Zdecydujcie sami jak to interpretować. Na pewno o odmowie nie przesądził brak sprzętu, bo potrzebny jest tylko moździerz i waga, a te są obecne w każdej aptece. Może powstrzymał ich fakt, że są duże szanse, że pozostała część niewykorzystanego leku się przeterminuje? A to daje przecież straty... jakichś 3 zł w tym wypadku. Jak położyć na szali z jednej strony nieduży zarobek, więcej pracy i perspektywę utraty 3zł, a z drugiej życie dziecka, to co należy wybrać? Dla mnie wybór był oczywisty i dziwi i oburza mnie, że innym brak serca, odrobiny empatii dla pacjenta, który przychodzi przecież nie do sklepu, ale do apteki i liczy na pomoc.
Pewnie część z Was (znających pracę farmaceuty od podszewki) powie, że to przez sieciówki, przez wymagania pracodawców, przez tabelki... A ja sądzę, że to zależy od człowieka. Że nawet pracując w sieciówce, nie trzeba zatracać siebie. Prawda jest taka, że większość aptek w moim mieście jest właśnie w rękach farmaceutów i to tam odmówiono wykonania leku. Ja pracuję w jednej z największych sieciówek i nie przeszkodziło mi to być farmaceutą, pamiętać po co i dlaczego kończyłam studia i przede wszystkim, być człowiekiem dla drugiego człowieka. Ta naklejka "Wykonujemy leki recepturowe" nie wisi w naszej aptece tylko na ozdobę i nikt z szefostwa nie będzie miał do mnie pretensji o to, że poświęciłam swój czas na recepturę. Nie barykaduję się przy okienku, żeby tylko zrealizować cel sprzedażowy, ale jestem tam dla pacjenta i odpowiadam na jego potrzeby. I jestem z siebie dumna, bo nie zatraciłam siebie.
Dziś wyszłam z pracy z poczuciem spełnienia i świadomością, że zrobiłam coś dobrego, coś czego mnie uczono i co sprawia mi satysfakcję. Może trochę boli mnie kręgosłup od schylania się nad wagą, może nie dostanę za tę pracę premii, ale najlepszą premią dla mnie będzie świadomość, że może dzisiaj rodzice tej małej dziewczynki będą spać spokojniej, bo mają lek dla swojego dziecka. I o to apeluję do wszystkich moich kolegów i koleżanek po fachu- nie bądźcie tylko sprzedawcami, bądźcie farmaceutami i ludźmi z odrobiną empatii!
7 komentarze: