Czy zdarzyło się Wam, że paskudne grypsko rozłożyło po kolei całą rodzinę? Złapało młodsze dziecko, starsze dziecko, rodziców... I dla każd...

5 pułapek, które czyhają na rodzica w aptece, czyli jak nie przepłacać za leki

4/12/2017 Far Minka 3 Comments

Czy zdarzyło się Wam, że paskudne grypsko rozłożyło po kolei całą rodzinę? Złapało młodsze dziecko, starsze dziecko, rodziców... I dla każdego trzeba kupić osobne leki, bo przecież nie można zastosować tego samego leku u roczniaka, co u jego brata z podstawówki albo tego samego, co dla jego taty. Czy aby na pewno tak jest? Niekoniecznie. Chociaż często sami producenci sugerują, że jest inaczej. Przeczytajcie jakie leki można zastosować zamiennie, żeby niepotrzebnie nie przepłacać, bo tak naprawdę to tylko chwyt marketingowy, a TO DOKŁADNIE TO SAMO. Skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?


1. Nurofen Junior od 6 lat vs. Nurofen Forte od 3 miesiąca życia

 


Czy gdy pociecha kończy 6 lat trzeba automatycznie przestawiać się na wersję junior, bo forte będzie już za słaba? Nie. Bynajmniej. Oba syropy mają bowiem ten sam skład, tę samą dawkę ibuprofenu. Wystarczy zatem jedna wspólna butelka- zarówno dla malucha, jak i dla starszaka. Wersja Junior to tylko chwyt marketingowy.

2. Mucosolvan mini od 1 roku życia vs. Mucosolvan

 


Czy dla malucha musimy kupić wersję mini, a dla starszaka i dla siebie zwykłą? Nie. "Zwykły" Mucosolvan również przeznaczony jest dla dzieci od 1 roku życia. Trzeba tylko zwrócić uwagę na dawkowanie, bo jest to wersja bardziej stężona, co akurat w wypadku dzieci, które mało chętnie przyjmują leki, może być dużym plusem. Czytelna tabelka z dawkowaniem jest na opakowaniu, więc nie ma problemu. Poza tym jedyną różnicą jest smak. Zwykły jest waniliowo-truskawkowy, a mini o smaku owoców leśnych (moje małe człowieki mówią, że ble ;) ). Podsumowując- na mokry kaszel wystarczy jeden syrop dla całej rodziny.

3. Pelavo multi 3+ vs. Pelavo multi 6+



Tutaj podobna sytuacja jak poprzednio. Czy dla starszaka musimy kupić 6+, a dla młodszego 3+? Niekoniecznie. Te syropy (stosowane przy przeziębieniu) mają ten sam skład, nawet jeśli chodzi o substancje pomocnicze, a różnią się jedynie dawką- jest równo 2 razy większa w 6+ niż w 3+. Tak więc, jeśli mamy dwóch chorych delikwentów w domu, to wystarczy zakupić jeden wybrany syrop i podać odpowiednio albo połowę dawki młodszemu (jeśli mamy 6+) albo podwójną dawkę starszemu (jeśli mamy 3+). Wyjdzie na to samo.

4. Strepsils Junior vs. Strepsils "dla dorosłych" z miodem i cytryną


Jeśli gardło boli i Ciebie i pociechę, to musisz wziąć oba opakowania pastylek do ssania? Tylko, jeśli dostaniesz od młodocianej pociechy wytyczne, że muszą być truskawkowe, ponieważ smak jest jedynym,co różni te tabletki. Skład mają ten sam i obie wersje można stosować od 6 roku życia.

5. Nurofen od 6 lat w tabletkach vs. "zwykły" Nurofen w tabletkach



Czym się różnią te tabletki? Jest jedna podstawowa, bardzo istotna różnica. Jaka? Cena. Za wersję dla dzieci na pewno zapłacicie więcej. Tymczasem ma ona tę samą dawkę (200mg) ibuprofenu, co "dorosła" wersja, a nawet tabletki wyglądają tak samo. Tak więc dla dzieci w wieku szkolnym i dla siebie można spokojnie kupić jedno opakowanie leku.

3 komentarze:

1. Stosowanie antybiotyku na własną rękę Często zdarza się, że w domu zostaje resztka antybiotyku po poprzedniej chorobie albo życz...

7 najczęściej popełnianych błędów podczas stosowania antybiotyków

3/16/2017 Far Minka 3 Comments


1. Stosowanie antybiotyku na własną rękę


Często zdarza się, że w domu zostaje resztka antybiotyku po poprzedniej chorobie albo życzliwa koleżanka użyczy nam lek, który akurat ma w domu. Źródła mogą być różne, ale efekt często bywa ten sam- zaczyna mnie rozkładać choroba, więc wezmę antybiotyk, żeby się bardziej nie rozchorować. Bez konsultacji z lekarzem. Błąd! Nie jesteśmy w stanie sami się zdiagnozować i określić, czy dana choroba wymaga zastosowania antybiotyku czy nie. Ponadto jeden antybiotyk nierówny drugiemu i na różne infekcje wskazane są różne grupy antybiotyków, które działają na określone szczepy bakterii. Najbezpieczniej, jeśli wyboru dokona jednak zaufany lekarz, a nie my sami. Ponadto wiele osób ma alergie na niektóre antybiotyki. Biorąc lek, który z powodzeniem stosowała koleżanka możesz narazić się na poważne zagrożenie zdrowia, a nawet życia, jeśli u Ciebie akurat jest on przeciwwskazany. Ty nie musisz pamiętać nazw handlowych wszystkich odpowiedników leku, na który masz alergię, ale lekarz musi przed wypisaniem recepty sprawdzić, czy możesz dany lek bezpiecznie zażywać.

2. Stosowanie antybiotyku na przeziębienie lub grypę


Antybiotyki to leki przeciwbakteryjne, czyli działają na bakterie, a na wirusy już nie. Tymczasem przeziębienie i grypa to choroby wirusowe. Antybiotykiem ich nie wyleczymy i możemy sobie jedynie zaszkodzić.

3. Wcześniejsze zakończenie terapii


Lekarz zleca nam 7 dni kuracji antybiotykowej. Tymczasem już po 2 dniach widzimy poprawę, więc co robimy? Odstawiamy lek. Błąd! Po zastosowaniu antybiotyku objawy choroby mogą ustąpić dość szybko, ale nie znaczy to, że została ona już całkiem wyleczona. Kurację trzeba skończyć, aby "wybić" wszystkie bakterie i nie nabawić się nawrotu choroby i to w dodatku oporniejszej na leczenie.

4. Nieregularne stosowanie antybiotyku


Weźmy sobie za przykład najczęstsze dawkowanie antybiotyków, czyli 2 razy dziennie. Pierwszą dawkę wzięliśmy rano przed pracą (no chyba że dostąpiliście zaszczytu zwolnienia lekarskiego ;) ), to drugą weźmiemy jakoś wieczorem. Może przy kolacji, a może przed snem. Wszystko jedno. Kiedy się przypomni. Tak? Otóż nie. Antybiotyki powinno przyjmować się regularnie co do godziny, czyli w tym wypadku co 12h. Pierwsza dawka o 7 rano? To druga o 19. Dlaczego? Bo to gwarantuje skuteczność leczenia. Przez ten czas stężenie leku we krwi jest odpowiednie, aby utrzymać jego działanie. Gdy weźmiemy lek zbyt późno, następuje przerwa w działaniu i bakterie mają czas by się namnażać. Tym samym leczenie jest mniej skuteczne. Gdy zaś weźmiemy go zbyt wcześnie, to dawki niepotrzebnie nałożą się na siebie. Takie wahania stężenia leku we krwi zaburzają leczenie i prowadzą do rozwoju oporności bakterii na antybiotyki.

5. Złe przechowywanie


Ten punkt dotyczy antybiotyków dla dzieci. Docelowo mają one postać zawiesiny, którą należy zazwyczaj samemu przygotować. Po przygotowaniu w wielu przypadkach należy przechowywać ją w lodówce. Warto zwrócić na to uwagę.

6. Brak zastosowania probiotyku


Antybiotyki niestety nie potrafią działać wybiórczo i niszczyć tylko bakterii chorobotwórczych. Trafiając do przewodu pokarmowego niszczą również jego pozytywną mikroflorę, co może skutkować biegunkami, wymiotami, bólami brzucha, ale także spadkiem odporności, a nawet, na dłuższą metę, rozwojem alergii. Dlatego warto uzupełniać bakterie probiotyczne, pamiętając jednak o zachowaniu odstępu 2 godzin pomiędzy probiotykiem a antybiotykiem.

7. Interakcje z posiłkami i napojami


Najłatwiej i najlepiej zapamiętać, by wszystkie leki popijać wodą. Dotyczy to nie tylko antybiotyków. Szczególnie unikać trzeba soków owocowych, z naciskiem na sok grejpfrutowy, który potrafi sporo namieszać w przyswajaniu leków. Nie bez znaczenia bywa również jedzenie. Warto zwrócić uwagę, co w tej kwestii zaleca ulotka, gdyż niektóre antybiotyki nie są wchłaniane w obecności pokarmu. Szczególnie dotyczy to pokarmów bogatych w wapń, magnez, żelazo, takich jak m.in. mleko i jego przetwory: jogurty, kefiry itp. Dlatego też taktyka: "dodam dziecku antybiotyk do mleka, żeby chętniej wypiło", może być w wielu przypadkach błędna. Bo cóż z tego, że wypije, skoro lek i tak nie zadziała? Jeśli macie wątpliwości, zerknijcie do ulotki. Tam zawsze uprzedzają o takich interakcjach.

3 komentarze:

Tabletka "po", czyli tabletka awaryjna, którą można zażyć do 5 dni od niezabezpieczonego stosunku, wywołuje obecnie burzę w media...

Tabletka 'po'. Skąd te kontrowersje?

3/04/2017 Far Minka 8 Comments

Tabletka "po", czyli tabletka awaryjna, którą można zażyć do 5 dni od niezabezpieczonego stosunku, wywołuje obecnie burzę w mediach. Wszystko to za sprawą zmieniającego się jej statusu- obecnie można ją kupić bez recepty, a już wkrótce ponownie będzie dostępna tylko na receptę. Przy tej okazji rozgorzała dyskusja, o tym czy jest to tabletka wczesnoporonna i czy kobiety powinny mieć do niej swobodny dostęp. O kwestiach moralnych nie będę tu pisała, bo każdy postępuje w zgodzie z własnym sumieniem, a ja nie zamierzam posługiwać się klauzulą sumienia farmaceuty. Niemniej jednak kilka faktów dotyczących tabletki EllaOne warto przytoczyć, zwłaszcza, że zaglądając do jej ulotki odkryłam, że producent potraktował ją raczej pobieżnie, co w dużej mierze tłumaczy zaistniałą burzę.


Jak działa EllaOne?


Spójrzmy najpierw na informację zawartą w ulotce: "Lek działa poprzez opóźnienie owulacji". W sumie z konkretów to tyle. Więcej informacji spodziewałam się w charakterystyce produktu leczniczego. Tam opisy są dużo bardziej precyzyjne i profesjonalne, więc w dziale "Właściwości farmakologiczne" spodziewałam się znaleźć wszystkie informacje, o których planowałam Wam napisać. Tymczasem okazuje się, że zdanie opisujące jego działanie zostało bardzo sprytne sformułowane tzn. "W przypadku zastosowania jako antykoncepcja w sytuacji nagłej mechanizm działania polega na hamowaniu lub opóźnianiu owulacji poprzez wstrzymanie wyrzutu hormonu luteinizującego (LH)." Niby wszystko się zgadza, bo faktycznie tak działa octan uliprystalu, ale jak przyjrzeć się dokładniej temu zdaniu, to widać jakie może być "ale". A mianowicie chodzi o fragment: "w przypadku zastosowania jako antykoncepcja w sytuacji nagłej". No bo ostatecznie czy lek wie w jakim celu go stosujemy? Nie. Ma ściśle określony mechanizm i działa tak samo, niezależnie od tego czy zażyliśmy go żeby zapobiec "wpadce" czy dlatego że myśleliśmy, że pomoże na ból głowy. Dlatego czepiam się tego sformułowania, bo faktycznie wpływanie na wyrzut hormonu LH jest zarejestrowanym, udowodnionym działaniem zapobiegającym zapłodnieniu. Tabletka zapobiega wyrzutowi LH, co z kolei powstrzymuje owulację do 5 dni, dając tym samym czas plemnikom na obumarcie. Pytanie tylko czy na tym jej działanie się kończy? Otóż nie. Tylko, że mam wrażenie, że resztę producent wolał przemilczeć.


O czym milczy ulotka a dyskutują badacze i lekarze?


EllaOne nie jest lekiem o długiej historii stosowania. Wprowadzono go na rynek w tym zastosowaniu, w tak dużej dawce zaledwie kilka lat temu. Co za tym idzie, nie są poznane zbyt dobrze długofalowe skutki jego stosowania, a także nie ma pełnego obrazu jego skuteczności i bezpieczeństwa. Dlatego też sam producent zachęca do zgłaszania na jego stronie przypadków zajścia w ciążę mimo zastosowania tabletki "po", a także informowania o tym jak się ta ciąża zakończyła. Statystycznie większość kończy się... aborcją. Na 376 ciąży powstałych mimo połknięcia tabletki, jedynie 28 zakończyło się żywym porodem. Jak widzicie nie jest to porażająca liczba, a już na pewno nie dająca statystycznie istotnych wiadomości. Stąd też wciąż nie do końca wiadomo jak wpływa tabletka na rozwijający się, mimo jej zażycia, płód. Bo, że nie daje ona 100% skuteczności to już wiadomo. Oczywiście nie jest zalecana do przyjmowania w trakcie ciąży. Czemu więc niektórzy twierdzą, że jest to tabletka wczesnoporonna? Otóż to nie do końca są bzdury wyssane z palca. Problem tkwi w interpretacji momentu powstania ciąży i dodatkowego działania, które producent w ulotce pominął. Ogólnie przyjmuje się, że ciąża i zarodek powstają w momencie, gdy zapłodniona komórka jajowa zagnieździ się w macicy. ALE dla niektórych już moment połączenia komórki jajowej z plemnikiem jest początkiem nowego życia i zagnieżdżenie tych dzielących się komórek nie jest warunkiem koniecznym. Przyjmując tą interpretację zapewne wiele z Was było w ciąży nie mając o tym nawet pojęcia, gdyż bardzo duży odsetek takich zapłodnionych jajeczek nie zagnieżdża się, a potencjalna przyszła mama nawet nie przypuszcza, że była tak blisko od posiadania potomka. Załóżmy zatem, że tabletka "po" została połknięta wprawdzie szybko po stosunku, ale owulacja nastąpiła wcześniej. Czy zatem mechanizm hamowania LH zadziała i zapobiegnie ciąży? Nie. Dojdzie do zapłodnienia. Czy na tym kończy się działanie EllaOne? Oficjalnie tak, ale tu właśnie powstaje miejsce dla kontrowersji. 

Octan uliprystalu był początkowo, w dużo mniejszych dawkach, stosowany jako środek na mięśniaki macicy. Ma on bowiem wpływ na śluzówkę macicy. I tu dochodzimy do sedna. Aby doszło do powstania ciąży (w tym oficjalnym znaczeniu, czyli wraz z zagnieżdżeniem zarodka), śluzówka macicy musi spełniać odpowiednie warunki i to zagnieżdżenie umożliwić. Tymczasem niektóre substancje powodują, że do tego zagnieżdżenia nie dochodzi. Czy składnik EllaOne jest jedną z nich? Oficjalnie producent nic o tym nie wspomina, jednak wyniki badań prowadzą do podzielonych wniosków. Badanie, które miało sprawdzić wpływ octanu uliprystalu na śluzówkę macicy przeprowadzono bowiem na trzech dawkach: 10, 50 i 100mg. Wykazało ono, że dawki 50 i 100mg powodują zcieńczenie i opóźnienie dojrzewania endometrium, co powoduje, że implantacja zarodka jest utrudniona. Dawka 10mg nie wywoływała takich zmian. I tutaj pojawia się problem w interpretacji, bowiem EllaOne ma dawkę 30mg. Część badaczy twierdzi, że w związku z tym, nie będzie powodowała zmian, podobnie jak dawka 10mg. Druga część zaś twierdzi, że dawka 30mg będzie dawała takie same efekty jak 50mg. Ta faktycznie dostępna dawka niestety nie została przebadana i zdania pozostają podzielone. Jeśli faktycznie takie jest działanie dostępnej dawki, to warto byłoby zawrzeć w ulotce dodatkową informację o zapobieganiu implantacji zarodka. W końcu dla niektórych, ze względów etycznych, może mieć to duże znaczenie. Użycie określenia "tabletka wczesnoporonna" to wciąż zbyt duże słowo względem tego środka, ale można zrozumieć co mają na myśli jej przeciwnicy.


Dodatkowo na niekorzystny wizerunek octanu uliprystalu wpływa też mifepriston, czyli tabletka poronna. Zapytajcie co mają ze sobą wspólnego te dwa "leki"? Mifepriston jest antagonistą receptora progesteronowego. W dużych dawkach działa poronnie, w mniejszych był stosowany podobnie jak EllaOne- jako tabletka "po", ale, zapewne ze względu na to drugie działanie, "nie przyjął się". EllaOne zaś jest nazywana modulatorem receptora progesteronowego, a jej dokładne działanie nie zostało wyjaśnione. Możliwe, że jest antagonistą receptora progesteronowego, co oznaczałoby, że ma taki sam mechanizm działania jak znana tabletka poronna... Możliwe, ale nie pewne, bo może jest zupełnie inaczej. Zasadniczo można uznać, że są to podobne leki. Z tym, że działania większych dawek octanu uliprystalu na istniejącą ciążę nie sprawdzano... 

Na pewno poznanie dokładnego mechanizmu działania tego leku przed wprowadzeniem go do obrotu (i to bez recepty), rozwiałoby wiele wątpliwości i rozgoniło burzę wokół tej jednej tabletki. Szkoda, że takich badań nadal nie ma, a kwestia bliskości "pokrewieństwa" tabletki "po" i tabletki poronnej nadal zostaje pod znakiem zapytania. W końcu, wyniki badań są sprzeczne, dokładny mechanizm nieznany, a dużych dawek nie przebadano pod kątem działania po zapłodnieniu. Może jest tak jak z Viagrą- dawka 25mg dostępna bez recepty, a 100mg na receptę, ale jaki problem zażyć 4 tabletki? Tabletka "po" dostępna w dawce 30mg, a kilka tabletek "po" daje... A może nie daje? Mam nadzieję, że kiedyś się dowiemy...





Źródła:
1. Ulotka leku EllaOne
2. Karta charakterystyki produktu leczniczego EllaOne
3. "Mechanism of action of Ulipristal Acetate for emergency contraception: A systematic review." E.Rosato, M.Farris, C.Bastianelli

8 komentarze:

Jakiś czas temu pisałam już o radzeniu sobie z biegunką u dzieci. Teraz przyszła kolej na odwrotną dolegliwość, czyli zaparcia. Długotrwałe...

Zaparcia u dzieci. Jak z nimi walczyć?

2/12/2017 Far Minka 8 Comments

Jakiś czas temu pisałam już o radzeniu sobie z biegunką u dzieci. Teraz przyszła kolej na odwrotną dolegliwość, czyli zaparcia. Długotrwałe zaparcia lub te występujące u małych dzieci, zawsze warto skonsultować z pediatrą. Następnie pierwszym krokiem powinno być przyjrzenie się diecie dziecka - czy nie ma w niej zbyt wielu słodyczy, czy jest bogata w błonnik, czy występują w niej owoce i warzywa oraz czy dziecko dużo pije. Skutecznym domowym sposobem na zaparcia są suszone śliwki. Co jednak jeśli zmiana diety nie wystarcza? Przedstawię Wam dostępne bez recepty preparaty do stosowania u dzieci, które pomogą Wam w walce z zaparciami nie będącymi powikłaniami innych chorób. Możecie stosować je, aby trochę ulżyć dziecku, gdy ma problemy z wypróżnianiem, ale pamiętajcie, że im rzadziej będziecie je stosować, tym lepiej. Chodzi o to, by nie rozleniwić układu pokarmowego i by umiał sobie sam radzić z wydalaniem.



Oto środki, które można stosować u dzieci:


Czopki glicerolowe 1g
Działają drażniąco na końcowy odcinek przewodu pokarmowego, co prowadzi do efektu przeczyszczającego po ok. 15 do 60 minutach po zaaplikowaniu. Należy je stosować tylko doraźnie, nie długotrwale. Poniżej 3 roku życia stosuje się pół czopka jednorazowo, 3-6 lat: 1 do 2 czopków, powyżej 6 r.ż.- 2 czopki.

Lactulosum
Lek przeczyszczający o działaniu osmotycznym, w syropie. Stosuje się go na czczo, przed posiłkiem. Dawki dla dzieci to odpowiednio:
- niemowlęta: 2,5ml na dobę
- dzieci do 3 roku życia: 5ml na dobę
- po 3 r.ż.: 5-15ml na dobę
Jest środkiem stosunkowo bezpiecznym. U dzieci czasami może powodować wzdęcia. Nie jest wskazany w przypadku nietolerancji laktozy.

Dicopeg junior
Składnikiem aktywnym jest makrogol 3350. Oznacza to, że jest to środek o osmotycznym działaniu przeczyszczającym, czyli nie jest wchłaniany w jelitach, jest wydalany w niezmienionej formie. Nie podrażnia również śluzówki przewodu pokarmowego. Jego działanie polega na zmiękczeniu stolca, co ułatwia wypróżnianie. Dlatego też jest bezpieczny dla dzieci już od 6 miesiąca życia.
Ma formę saszetek, których zawartość rozpuszcza się w wodzie i wypija. Powinno się zachować długi odstęp od posiłku.

Xenna Balance Junior
Ma dokładnie takie samo działanie i skład jak Dicopeg Junior, tak więc: patrz wyżej.

Nasiona lnu/len mielony
Len działa regulująco, powlekająco na przewód pokarmowy. Ze względu na dużą zawartość śluzów ma właściwości poślizgowe i przyspiesza perystaltykę. Można go stosować na 2 sposoby:

1. Całe nasiona lnu zalewa się gorącą wodą lub gotuje przez chwilę, a następnie przecedza i podaje się dziecku powstałą śluzową "galaretkę".

2. Nasiona mieli się lub kupuje gotowe zmielone (chociaż najlepsze właściwości mają, gdy są mielone na świeżo) i łyżeczkę powstałego proszku dodaje do jedzenia np. do jogurtu.

Ważne, by nie stosować więcej niż 1 łyżeczkę lnu dziennie, ze względu na obecność glikozydów cyjanogennych.
Efekt w przypadku lnu nie jest spektakularny, tak więc to, że nie zadziała już po pierwszym użyciu, nie oznacza, że wcale nie jest skuteczny.

Probiotyki
Regulują pracę przewodu pokarmowego. Wiemy już, że mogą być przydatne w przypadku biegunki, ale nie tylko. Zaburzona mikroflora jelitowa może prowadzić także do zaparć, tak więc w przypadku tego typu problemów zawsze warto włączyć dobry probiotyk. Jak go wybrać pisałam tutaj

Melilax Pediatric
Mikrowlewki, czyli nazwijmy to po imieniu- mini-lewatywy dla dzieci na bazie naturalnych składników- miodów, polisacharydów z aloesu i ślazu dzikiego. Dzięki obecności śluzów i dużej lepkości, chronią błonę śluzową podczas wypróżnienia. Można stosować u niemowląt i dzieci (oczywiście jeśli nie mają alergii na żaden ze składników).

Błonnik dla dzieci
Istnieją specjalne błonniki w proszku dedykowane dzieciom, często wzbogacone o bakterie probiotyczne. Warto pamiętać, że działanie błonnika polega na pęcznieniu i zwiększeniu objętości masy kałowej. Toteż, aby był skuteczny, warunkiem koniecznym jest przyjmowanie dużej ilości płynów. W przeciwnym wypadku możemy osiągnąć efekt przeciwny do zamierzonego. Jeśli więc Twoje dziecko pije niechętnie i w niedużych ilościach, to błonnik nie jest dla niego dobrym rozwiązaniem.

A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na zaparcia u dzieci? Jeśli tak, to podzielcie się nimi w komentarzach :)

8 komentarze:

Ciąża to okres, kiedy kobieta chce jak najlepiej zadbać o siebie i rosnące w niej maleństwo. Dlatego też większość ciężarnych sięga po dedy...

Witaminy dla ciężarnych- jak wybrać te właściwe?

2/02/2017 Far Minka 3 Comments

Ciąża to okres, kiedy kobieta chce jak najlepiej zadbać o siebie i rosnące w niej maleństwo. Dlatego też większość ciężarnych sięga po dedykowane im witaminy. Tylko jak wybrać z ogromu dostępnych preparatów ten właściwy? Których witamin i w jakich dawkach tak naprawdę potrzebuje ciężarna? Które preparaty mają najlepszy skład, a które zbyt ubogi lub wręcz przeciwnie- zbyt szeroki? Zapraszam do lektury.



Skąd w ogóle pomysł, aby suplementować witaminy w ciąży? Czy te dostarczane w diecie nie wystarczą? Otóż niekoniecznie. W okresie ciąży znacznie zwiększa się zapotrzebowanie organizmu na niektóre składniki diety, a przy tym, za sprawą hormonów, zmniejsza się ich biodostępność. Toteż dieta, która miałaby wystarczyć na pokrycie zapotrzebowania zarówno matki, jak i płodu, musiałaby być bardzo starannie przemyślana, a i tak niektórych składników nie dałaby rady dostarczyć (np. witaminy D).  Tak naprawdę tych niezbędnych składników nie jest wcale tak dużo, bo tylko 3. Kolejne 3 są zalecane, w zależności od potrzeb. Tak więc dobry zestaw witamin dla ciężarnych nie musi wcale mieć obszernego składu. Ważne, aby zawierał:

Kwas foliowy
W dawce 0,4 mg. Zapobiega on wadom układu nerwowego, serca, układu moczowego. Zmniejsza ryzyko poronienia i zakrzepicy. Więcej o nim pisałam niedawno tutaj


Jod 
Jest pierwiastkiem, na który zapotrzebowanie znacznie wzrasta w ciąży.  Wg rekomendacji WHO dobowa dawka jodu w ciąży i przy karmieniu piersią powinna wynosić 200-500 mikrogramów. Jego niedobory mogą skutkować niedorozwojem umysłowym, uszkodzeniem ośrodkowego układu nerwowego, niedosłuchem lub głuchotą u noworodka. U matki zaś mogą prowadzić do niedoczynności tarczycy, która zaś zwiększa ryzyko poronienia i porodu przedwczesnego.


Witamina D 
Jest to witamina o szerokim spektrum działania, potrzebna tak naprawdę każdemu z nas. W ciąży szczególnie ważna, ze względu na stan kości matki. Ponadto wpływa na odporność organizmu i obniża ryzyko zachorowania na niektóre nowotwory. Potwierdzono również, że zmniejsza ryzyko infekcji bakteryjnych pochwy, które mogą powodować powikłania ciąży. U kobiet ciężarnych zalecana dawka to 2000 IU/dobę


Żelazo
 Anemia jest częstą przypadłością dotykającą kobiety w ciąży. Powoduje ona uczucie zmęczenia, ale także zwiększa ryzyko przedwczesnego porodu. Zalecana dzienna dawka to 26-27 mg żelaza. W przypadku wystąpienia niedokrwistości wzrasta ona do 30-120mg. Co ważne, suplementację żelazem należy rozpocząć dopiero po ukończeniu 8 tygodnia ciąży, gdyż wcześniej wysokie stężenie żelaza powoduje ryzyko powstania wad rozwojowych.


Wielonienasycone kwasy tłuszczowe (DHA)
 Kwasy omega-3 mają wpływ na rozwój układu nerwowego i narządu wzroku. Wpływają na wzrost masy urodzeniowej i zmniejszają ryzyko przedwczesnego porodu. Ponadto zmniejszają ryzyko wystąpienia cukrzycy typu I, alergii oraz nadciśnienia w wieku dorosłym. Obniżają także ryzyko wystąpienia depresji poporodowej u matki. Ich przyjmowanie jest bezpieczne, gdyż nie wykazano żadnych skutków ubocznych ani dla ciężarnych, ani dla płodu.
Zalecane spożycie w ciąży to co najmniej 600mg DHA dziennie, a w przypadku ryzyka porodu przedwczesnego 1000mg DHA. Najważniejsze jest przyjmowanie go od 20 tygodnia ciąży, kiedy to następuje intensywny rozwój układu nerwowego u dziecka.
Jeśli chodzi o źródło DHA, to także nie jest ono obojętne i warto zwrócić uwagę na jego pochodzenie. Jedynym bowiem zagrożeniem jest w tym wypadku zanieczyszczenie metalami ciężkimi i innymi chemicznymi zanieczyszczeniami. Dlatego też, szczególnie w ciąży, nie powinnyśmy decydować się na najtańszy, niepewnego pochodzenia tran czy suplement omega-3. Warto zwrócić uwagę czy jest przebadany pod kątem czystości, z czego pozyskiwane jest DHA. Najbezpieczniejsze są małe ryby oraz algi z rodzaju Schizochytrium sp. hodowane w sztucznych warunkach.


Magnez
 Teoretycznie nie jest potrzebny każdej ciężarnej, ale w praktyce większość z nich na którymś etapie ciąży dostaje od lekarza zalecenie, by go suplementować. Magnez jest szczególnie ważny dla prawidłowej kurczliwości mięśni. Jego niedobory mogą prowadzić do bolesnych skurczy np. łydek, ale także przedwczesnych skurczy macicy. Ponadto zwiększają ryzyko wystąpienia nadciśnienia. Zalecane dawki to 200-1000mg magnezu na dobę. Wybór preparatu warto skonsultować z lekarzem, bo magnez magnezowi nierówny.

Na tym kończy się lista zalecanych przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne składników do suplementacji w ciąży. Zapotrzebowanie na pozostałe powinno być pokrywane z diety.


Jakie witaminy dla kobiet w ciąży wybrać?


Żeby odpowiedzieć na to pytanie, podsumujmy co powinny zawierać, a następnie przyjrzyjmy się składom najpopularniejszych preparatów. Optymalnie byłoby, więc, by zawierały:
0,4 mg kwasu foliowego
200-500 mikrogramów jodu
2000 IU witaminy D
a dodatkowo:
26-27mg żelaza
600-1000mg DHA
min.200 mg magnezu (chociaż osobiście polecałabym magnez wybrać w osobnym preparacie- lepsza przyswajalność)

A oto skład najpopularniejszych witamin dla ciężarnych wg zalecanego dziennego spożycia:

Femibion Natal 2 Plus: 0,6mg folianów (0,2mg kwasu foliowego i 0,4mg folianu), 150mcg jodu, 400 IU witaminy D, 28mg żelaza, 200mg DHA, 70mg magnezu i 13 innych witamin i minerałów

Falvit mama 0,4mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 200 IU witaminy D, 20mg żelaza, brak DHA i magnezu, 16 innych składników

Olimp Vita-min Plus Mama: 0,4mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 200IU witaminy D, 14mg żelaza, 50mg magnezu, brak DHA, 15 innych składników

Omegamed Optima: 0,4mg kwasu foliowego i 0,4mg folianu, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 30mg żelaza, 250mg DHA, brak magnezu

Doppelherz aktiv Mama: 0,6mg kwasu foliowego, 100mcg jodu, 200IU witaminy D, 15mg żelaza, 90mg magnezu, 200mg DHA i 12 innych składników

 Doppelherz aktiv Mama Premium: 0,4mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 26mg żelaza, 100mg magnezu, 600mg DHA i 2 inne witaminy

Pharmaton Matruelle: 0,6mg kwasu foliowego, 200mcg jodu, 200IU witaminy D, 27mg żelaza, 150mg DHA, 10mg magnezu i 14 innych składników

Vita-miner Prenatal DHA: 0,4mg kwasu foliowego, 150mcg jodu, 400IU witaminy D, 28mg żelaza, 220mg DHA, 50mg magnezu i 15 innych składników

Prenatal Classic: 0,8mg folianów, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 60mg żelaza, brak DHA, 4 inne składniki

Prenatal DUO: 0,8mg folianów, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 60mg żelaza, 600mg DHA, 4 inne składniki

Pregna Plus: 0,4mg kwasu foliowego, 0,208 folianu, 200mcg jodu, 2000IU witaminy D, 26mg żelaza, 20mg DHA

Folik Mama 2/3: 0,4mg kwasu foliowego, 150mcg jodu, 800IU witaminy D, 200mg magnezu, 300mg DHA, brak żelaza

Legenda: na zielono zaznaczyłam składniki, które dokładnie pokrywają się z zaleceniami. Pozwoliłam na delikatne odstępstwa w zawartości żelaza, bo 1-2mg na plus można nadal zaliczyć jako zaletę. 


Jak widzicie, niektórym preparatom niewiele brakuje do ideału, inne zaś (i to wcale nie najtańsze) nie są zbyt "zielone". Mam nadzieję, że moje zestawienie ułatwi Wam wybór preparatu dopasowanego do Waszych potrzeb. W końcu nie jedna z nas usłyszała już od swojego lekarza: "Niech sobie Pani kupi JAKIEŚ witaminy". Czyż nie? ;)

3 komentarze:

Jest około godziny 13. Do apteki wchodzi chłopak, podaje receptę i zaczyna nas prosić, dosłownie błagać, żebyśmy zrobiły mu ten lek r...

Farmaceuto, miej sumienie...

1/27/2017 Far Minka 7 Comments



Jest około godziny 13. Do apteki wchodzi chłopak, podaje receptę i zaczyna nas prosić, dosłownie błagać, żebyśmy zrobiły mu ten lek recepturowy. Recepta świeżo wypisana, od kardiologa z kliniki w mieście wojewódzkim, dla niemowlaka. My przyglądamy się recepcie, a młody tata zaczyna opowiadać. Że właśnie wrócili ze szpitala, że jego 2-miesięczna córeczka będzie musiała być operowana, że ta wieść spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Że nie wiadomo, co będzie dalej... I że ten lek córka ma brać w ramach przygotowania do operacji. I, że nikt nie chce mu go zrobić... Opowiada, że chodzi od apteki do apteki i wszędzie mu odmawiają, odsyłają z kwitkiem. Że on już chciałby być przy dziecku, a nie jest w stanie zapewnić mu leku, którego ono potrzebuje. Przyjmujemy receptę do realizacji, zaczynam sprawdzać stany składników, żeby ustalić na kiedy lek może być gotowy, dopytuję na kiedy go potrzebuje, czy aby na pewno na jutro będzie dobrze i wtedy uderza mnie myśl: "Jak można było odesłać tego człowieka i odmówić mu wykonania leku? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby to zrobić? Jak to możliwe, że moi koledzy po fachu widząc wystraszonego ojca, który potrzebuje lek dla swojej maleńkiej chorej córeczki, tak po prostu mu odmawiają?". I najgorsze, że chyba znam odpowiedź na te pytania. I wcale mi się ona nie podoba...

Kończymy trudne studia, zdajemy masę egzaminów, bronimy pracę magisterską, by wreszcie stanąć za okienkiem i... zostać sprzedawcą. Niestety, obecnie właśnie tak wiele osób postrzega farmaceutów. Zawód, który kiedyś cieszył się szacunkiem, obecnie ma go coraz mniej. I można w tym miejscu szukać winnych takiego stanu i zapewne znalazłabym ich wielu, ale nie to chciałam dzisiaj analizować. Przy okazji sytuacji, którą Wam opisałam, zaczęłam zastanawiać się w jakim stopniu to także wina samych farmaceutów. Bo jakie zdanie ma mieć o aptekarzu taki pacjent odesłany z kwitkiem? Co pomyśli, gdy zda sobie sprawę z tego, dlaczego w innej aptece nie chcieli wykonać mu przepisanego leku? Domyślacie się już dlaczego nie chcieli? No cóż... Proszki dzielone dla dziecka to sporo roboty. Ważenie, mieszanie, sypanie, ważenie, sypanie i tak 40 razy, z dokładnością do 3 miejsca po przecinku. Co najmniej godzina spędzona w recepturze na robieniu jednego leku. Jednego leku za 20 zł. Podczas, gdy można by w tym czasie przy okienku sprzedać leki za co najmniej 10 razy taką kwotę i nie napracować się przy tym tak, jak przy leku robionym. Tak więc lenistwo, chęć większego zarobku czy może dwa w jednym? Zdecydujcie sami jak to interpretować. Na pewno o odmowie nie przesądził brak sprzętu, bo potrzebny jest tylko moździerz i waga, a te są obecne w każdej aptece. Może powstrzymał ich fakt, że są duże szanse, że pozostała część niewykorzystanego leku się przeterminuje? A to daje przecież straty... jakichś 3 zł w tym wypadku. Jak położyć na szali z jednej strony nieduży zarobek, więcej pracy i perspektywę utraty 3zł, a z drugiej życie dziecka, to co należy wybrać? Dla mnie wybór był oczywisty i dziwi i oburza mnie, że innym brak serca, odrobiny empatii dla pacjenta, który przychodzi przecież nie do sklepu, ale do apteki i liczy na pomoc.

Pewnie część z Was (znających pracę farmaceuty od podszewki) powie, że to przez sieciówki, przez wymagania pracodawców, przez tabelki... A ja sądzę, że to zależy od człowieka. Że nawet pracując w sieciówce, nie trzeba zatracać siebie. Prawda jest taka, że większość aptek w moim mieście jest właśnie w rękach farmaceutów i to tam odmówiono wykonania leku. Ja pracuję w jednej z największych sieciówek i nie przeszkodziło mi to być farmaceutą, pamiętać po co i dlaczego kończyłam studia i przede wszystkim, być człowiekiem dla drugiego człowieka. Ta naklejka "Wykonujemy leki recepturowe" nie wisi w naszej aptece tylko na ozdobę i nikt z szefostwa nie będzie miał do mnie pretensji o to, że poświęciłam swój czas na recepturę. Nie barykaduję się przy okienku, żeby tylko zrealizować cel sprzedażowy, ale jestem tam dla pacjenta i odpowiadam na jego potrzeby. I jestem z siebie dumna, bo nie zatraciłam siebie.

Dziś wyszłam z pracy z poczuciem spełnienia i świadomością, że zrobiłam coś dobrego, coś czego mnie uczono i co sprawia mi satysfakcję. Może trochę boli mnie kręgosłup od schylania się nad wagą, może nie dostanę za tę pracę premii, ale najlepszą premią dla mnie będzie świadomość, że może dzisiaj rodzice tej małej dziewczynki będą spać spokojniej, bo mają lek dla swojego dziecka. I o to apeluję do wszystkich moich kolegów i koleżanek po fachu- nie bądźcie tylko sprzedawcami, bądźcie farmaceutami i ludźmi z odrobiną empatii!

7 komentarze:

Bardzo często zdarza się, że inspiracją dla kolejnego wpisu staje się dla mnie artykuł przeczytany gdzieś w internetach. Tak też było tym r...

Kwas foliowy kontra folian- fakty przydatne planującym ciążę

1/18/2017 Far Minka 5 Comments

Bardzo często zdarza się, że inspiracją dla kolejnego wpisu staje się dla mnie artykuł przeczytany gdzieś w internetach. Tak też było tym razem. Na artykuł, który skłonił mnie do przygotowania tego opracowania natrafiłam kilkukrotnie. Nosi on (moim zdaniem, wyjątkowo szkodliwy) tytuł: "Chcesz zajść w ciążę? - wystrzegaj się kwasu foliowego". Za pierwszym razem oburzyłam się w duszy, ale odpuściłam. Po kolejnych "spotkaniach" z linkiem do tegoż odkrycia, poczułam, że nie wolno odpuszczać, zebrałam materiały i zamierzam przedstawić Wam jakie są fakty w kwestii zażywania kwasu foliowego i folianu w okresie ciąży i przed zajściem w ciążę.


Zanim przejdę do konkretów, chciałam przybliżyć Wam powody mojego oburzenia. Po pierwsze, dla każdej kobiety, która kiedykolwiek była w ciąży lub ją planuje, powinno być oczywiste, jak istotne jest przyjmowanie kwasu foliowego i czym grozi jego niedobór. Nawoływanie w tytule do wystrzegania się kwasu foliowego to, moim zdaniem, próba wywołania sensacji, która niestety może trafić na podatny grunt i autor osiągnie zamierzony cel. Co tam, że zapewne część z czytelników, zapamięta z całego artykułu, tylko tyle, by wystrzegać się kwasu foliowego i prawdopodobnie nie zastosuje ani jego ani folianu. W końcu to nie autora/autorki dzieci urodzą się chore... Zapewne zresztą autorowi wydaje się, że to nic wielkiego, gdyż  pisze cyt.:"Jakie ma korzyści? Kwas foliowy chroni przed rozwojem wad cewy nerwowej. To by było na tyle.". Bardzo lekkie podejście do tematu. Raz, że nieprawda, że to tylko na tyle, a dwa, że polecam poczytać więcej o tym, czym są wady cewy nerwowej, jak wyglądają, pooglądać zdjęcia i dopiero mówić, że to tylko tyle...
W skrócie, cały artykuł próbuje zupełnie zdyskredytować kwas foliowy na rzecz folianu. Używa przy tym moich "ulubionych" słów kluczy, czyli w aptece go nie dostaniecie (bzdura, oczywiście, że dostaniecie), a w sklepach internetowych tak oraz dodatkowe cudowne działanie folianu, czyli jakże modny ostatnio detoks. Zdaje się, że pobudki do napisania tego artykułu były takie, jak te, które opisywałam we wpisie "Pomysł na biznes". Mnie on pasuje do tego idealnie.
Dodatkowo znajdziemy tam też takie kwiatki jak np. receptory pływające w mleku matki. Tymczasem receptory, zgodnie z definicją są to struktury obecne w komórce organizmu zdolne do łączenia się z substancjami przekaźnikowymi i inicjowania w ten sposób specyficznych reakcji w organizmie. Kluczowe jest to, że są to komórki naszego organizmu, które żeby zadziałać i przekazać informację dalszym komórkom muszą być z nim połączone. Nie mogą sobie pływać w mleku. Dziecko nie wypija z mlekiem matki żadnych receptorów. Podobnie jak nie wypija ich z wodą, o ile nie jest zanieczyszczona ;) Ale dajmy już spokój analizie tego "odkrycia medycyny alternatywnej" i przejdźmy do faktów. Metafolina nie jest bowiem odkryciem dostępnym tylko poza apteką i możecie się o niej dowiedzieć również ze źródeł eksperckich, takich jak badania EBM i opinie Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego.


Jakie znaczenie dla ciężarnej ma kwas foliowy i metafolina?


Niedobory kwasu foliowego są ściśle powiązane ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia wad ośrodkowego układu nerwowego, które nazywa się wadami cewy nerwowej. Należą do nich bezczaszkowie, rozszczepy kręgosłupa, przepukliny mózgowe, oponowo-rdzeniowe, wodogłowie. Są to choroby prowadzące bardzo często do ciężkiego kalectwa. Ryzyko wystąpienia takiej wady spada o 72% w przypadku stosowania zalecanych dawek kwasu foliowego. Pozostały procent chorób prawdopodobnie wywoływany jest przez inne czynniki niż niedobór kwasu foliowego. Wady cewy nerwowej to jednak nie jedyne konsekwencje niedoboru kwasu foliowego w czasie ciąży. Mniej się o tym mówi, ale może on prowadzić również do powstania u dziecka wad serca, wad zaporowych układu moczowego, zwiększa ryzyko poronienia i zakrzepicy. Jak więc widzicie nie są to drobne konsekwencje.
Istnieje jednak także druga strona medalu, czyli konsekwencje wysokich dawek kwasu foliowego. Jak zawsze, najlepiej pozostać przy złotym środku, czyli rekomendacjach specjalistów, gdyż zbyt wysokie dawki powodują wzrost ryzyka uszkodzenia wczesnej ciąży. Suplementacja jest także przeciwwskazana w chorobach nowotworowych. Dlatego też nie łykamy kwasu foliowego ani folianu na potęgę, ale tyle, ile jest bezpieczne i wskazane.
Kwas foliowy, po spożyciu ulega przemianom, których produktem jest 5-MTHF zwany też folianem. Jest to biologicznie aktywna forma, którą również można spotkać w suplementach, obok kwasu foliowego. Jej potencjalną zaletą jest fakt, iż nie musi ulegać przemianom w organizmie, więc jest rozwiązaniem dla osób, u których mechanizm tych przemian jest zaburzony. Istnieje bowiem wada genetyczna, która powoduje spadek aktywności enzymu MTHFR, który bierze udział w przemianie kwasu foliowego do jego aktywnej formy. Mutację tę posiada prawdopodobnie 50% społeczeństwa, z czego 40% to heterozygoty, a 10% homozygoty. W praktyce oznacza to, że u 40% z nas enzym ten aktywny jest w 75%, zaś u 10% w około 35%. Jeśli kobieta ciężarna znajduje się w tej grupie 10%, to standardowe dawki kwasu foliowego stosowane profilaktycznie mogą okazać się niewystarczające, by zniwelować ryzyko wystąpienia wad u dziecka i innych konsekwencji zaburzenia tego szlaku metabolicznego takich jak: nadciśnienie, zahamowanie wzrostu płodu, poronienia. Folian zdaje się być dobrym rozwiązaniem dla tej grupy kobiet i stanowić alternatywę dla kwasu foliowego.


Jakie są minusy folianu?


Przede wszystkim brak długiej praktyki stosowania i dowodów na skuteczność w zapobieganiu wadom cewy nerwowej. Badano stężenia we krwi folianu, a także jego wpływ na stężenie homocysteiny i wykazano, że kwas foliowy i folian działają porównywalnie. Brak jest jednak nadal badań potwierdzających, że przekłada się to statystycznie na obniżenie ryzyka wystąpienia wad u dziecka. Mnie dodatkowo niepokoi fakt, że metafolina zniknęła z rekomendacji Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Nie wiem, czy miało to jakieś podstawy, o których jeszcze głośno się nie mówi, czy to tylko kwestia braku badań.


Jakie są rekomendacje Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego i zalecane dawki kwasu foliowego?


Dotarłam do rekomendacji z lat 2011 i 2014, które są chyba aktualnie najświeższe. Co ciekawe, zmieniły się one w ciągu tych 3 lat. W 2011 zalecano, by u kobiet z niedoborem enzymu MTHFR stosować jednocześnie kwas foliowy i metafolinę. W 2014 zaś PTG odeszło od tych zaleceń i nakazało w takim wypadku stosować zwiększoną dawkę kwasu foliowego. Metafoliny brak w rekomendacjach.
Na pewno podstawą, rekomendowaną już od 1997 roku, jest 0,4mg kwasu foliowego na dobę przez co najmniej 6 tygodni przed zapłodnieniem oraz cały pierwszy trymestr. Niektóre badania wykazują, że powinno to być jednak 12 tygodni przed. Na pewno, im wcześniej, tym lepiej.
Istnieją jednak stany, które wymagają zastosowania wyższych dawek kwasu foliowego. Wskazaniami do tego są:
- niedokrwistość megaloblastyczna
- stosowanie przez kobietę wcześniej antykoncepcji hormonalnej
- stosowanie leków przeciwpadaczkowych
- palenie papierosów (przed ciążą, bo w ciąży to mam nadzieję, że oczywiste, że papierochy do kosza)
- otyłość (BMI>30)
- mutacja MTHFR, o której pisałam powyżej
Wystąpienie wad cewy nerwowej u wcześniejszego potomstwa ciężarnej również jest wskazaniem do zwiększenia dawki kwasu foliowego.
Wyższa dawka, o której mowa to 5mg i o jej zastosowaniu decyduje lekarz, dostępna jest na receptę.

Warto wspomnieć również o tym, że u kobiet karmiących zapotrzebowanie na kwas foliowy jest nawet większe niż podczas ciąży. Tak więc, aby nie dorobić się anemii podczas karmienia, warto zadbać również o właściwą podaż kwasu foliowego w tym okresie.


Podsumowując, nadal podstawową rekomendacją dla ciężarnych i starających się o potomstwo jest 0,4 mg kwasu foliowego. Metafolina wydaje się być ciekawą alternatywą, ale wciąż budzącą kontrowersje i jeśli już to zalecaną obok kwasu foliowego, a nie zamiast niego. Dla spokoju sumienia, że suplementujemy właściwą dawkę i postać, najrozsądniejsze wydaje się badanie w kierunku mutacji powodującej osłabienie aktywności MTHFR (ale przyznaję, że nie wiem jaki to koszt). Nie jest zaś prawdą, że kwas foliowy jest w ciąży przeciwwskazany oraz że szkodzi, ani też że folian zakupicie tylko w sklepie internetowym, bo apteki to go nie znają. Taką decyzję skonsultujcie  lepiej z zaufanym lekarzem, a nie sprzedawcą ze sklepu internetowego.

5 komentarze:

Badania prenatalne to temat, nad którym powinna pomyśleć każda ciężarna i to już na samym początku ciąży. Na dobrą sprawę może jeszcze nie ...

Badania prenatalne- jakie, kiedy i dla kogo?

1/05/2017 Far Minka 2 Comments

Badania prenatalne to temat, nad którym powinna pomyśleć każda ciężarna i to już na samym początku ciąży. Na dobrą sprawę może jeszcze nie do końca do Ciebie docierać, że gdzieś tam w środku zaczyna tworzyć się nowe życie, a już powinnaś umawiać termin na badanie, bo takie mamy niestety realia, że z terminami bywa ciężko. Teoretycznie w temat powinien wprowadzić Cię lekarz prowadzący, ale widziałam i słyszałam dość, by wiedzieć, że wciąż dość często od lekarza nie usłyszymy nic na ten temat. A niektórzy uważają, że wystarczające są 3 USG w trakcie całej ciąży i to wykonane na ich kiepskiej jakości sprzęcie. Dlatego też powstał ten post- aby krok po kroku przybliżyć Wam co, kiedy, dlaczego i po co. Żeby mieć wiedzę odnośnie możliwości, dokonać właściwych wyborów i rozplanować to sobie w czasie. 


U niektórych sama nazwa badania prenatalne wywołuje lęk. Kojarzą się z inwazyjnymi metodami, zagrożeniem dla dziecka, a dodatkowo uruchamiają mechanizm obronny w stylu: "Nie, mnie się to na pewno nie przytrafi." albo "Przecież i tak nie zdecyduję się usunąć, więc lepiej nie wiedzieć". Czy słusznie? Moim zdaniem nie. Warto pamiętać, że pod określeniem badania prenatalne kryją się zarówno metody inwazyjne, jak i nieinwazyjne. Na te pierwsze przychodzi czas dopiero, gdy wyniki badań nieinwazyjnych są niepokojące. Ponadto trzeba pamiętać, że te badania nie prowadzą wprost do decyzji: urodzę czy nie. W takich badaniach można wykryć nie tylko nieodwracalne choroby genetyczne, ale także np. wady serca. Wiedza o takiej chorobie, przy obecnym postępie medycyny, może uratować życie dziecka. Przeprowadzane są już nawet operacje w łonie matki. A nawet gdyby nie było takiej konieczności, to możliwa jest natychmiastowa reakcja po porodzie, bo po prostu wiemy z czym mamy do czynienia. I za taki postęp medycyny należy dziękować i się go nie bać.


Jakie są nieinwazyjne badania prenatalne?


USG genetyczne w I trymestrze - wykonywane między 11 a 14 tygodniem ciąży. Ma na celu przede wszystkim sprawdzenie przezierności karkowej i obecności kości nosowej. Dzięki tym parametrom określa się ryzyko wystąpienia poważnych wad genetycznych takich jak zespół Downa, Edwardsa, Turnera, a także wad cewy nerwowej np. rozszczepu kręgosłupa.

USG połówkowe- wykonywane, jak sama nazwa wskazuje, w połowie ciąży, czyli w okolicy 20 tygodnia. Jeśli wykonywane jest przez specjalistę, na dobrym sprzęcie, pozwala na dokładne sprawdzenie wszystkich narządów i rozpoznanie ewentualnych wad. Lekarz powinien sprawdzić m.in. przepływy, pracę serca. Warto również rozważyć wykonanie tego USG w 3D i to nie ze względu na to, że będziemy mogli zobaczyć buzię dzidziusia, ale dlatego, że trójwymiarowy obraz pozwala lekarzowi na dokładniejszą ocenę narządów w różnych przekrojach.

Test PAPPa- test z krwi, który pozwala na określenie prawdopodobieństwa wystąpienia niektórych wad np. zespołu Downa czy Edwardsa. Czasami wynik jest dużo mniej optymistyczny niż rzeczywistość, gdyż w grę wchodzi też analiza statystyczna, co oznacza automatycznie dużo gorsze wyniki w przypadku starszych matek, gdyż z wiekiem prawdopodobieństwo wystąpienia wad genetycznych niestety wzrasta. Wykonuje się go w tym samym czasie,co USG genetyczne.


Jakie są inwazyjne badania prenatalne?


Amniopunkcja - badanie polegające na pobraniu niewielkiej ilości płynu owodniowego do badania genetycznego. Badanie to umożliwia pewną diagnozę wad genetycznych, rozpoznanie płci, ustalenie ojcostwa. Niesie ze sobą ryzyko odpłynięcia wód płodowych, co na tym etapie ciąży kończy się poronieniem. Ryzyko to wynosi 1 na 100 przypadków. Badanie to nie jest badaniem pierwszego rzutu. Dopiero złe wyniki USG i testu PAPPa sprawiają, że lekarze kierują na amniopunkcję. Wykonuje się ją między 13 a 19 tygodniem ciąży.

Biopsja trofoblastu- pobranie fragmentu łożyska za pomocą igły poprzez powłoki brzuszne i analiza genetyczna

Kordocenteza - pobranie krwi z żyły pępowinowej dziecka w brzuchu matki. Badanie obarczone większym ryzykiem. Stosowane zazwyczaj w przypadku konfliktu serologicznego.


Ile to kosztuje?


Badania mogą być refundowane, ale jest tak tylko w wybranych przypadkach, którymi są m.in. wiek matki powyżej 35 lat, występowanie wad genetycznych u wcześniejszych dzieci lub matki/ojca, złe wyniki badań z krwi i USG wskazujące na wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia wad.
Dla pozostałych, którzy nie spełniają tych kryteriów, ale chcą wykonać te badania, są one płatne.

USG genetyczne: od 100zł w górę
Test PAPPa: ok.250zł
Amniopunkcja: 1300-2000zł


Czy warto robić badania prenatalne?


Moim zdaniem USG genetyczne i połówkowe powinna zrobić każda ciężarna i to u pewnego, doświadczonego lekarza. O dalszych inwazyjnych badaniach każda przyszła mama musi zdecydować sama w zgodzie ze swoim sumieniem. Ja życzę, aby jak najmniej z Was miało powody do tego, by musieć taką decyzję podejmować.

2 komentarze: