Pamiętacie może jak w dzieciństwie, gdy złapaliście katar, Wasza babcia zaraz orzekała, że to dlatego, że nie założyliście czapki/podkoszul...

Przeziębienie. O czym nie można zapominać?

12/28/2016 Far Minka 7 Comments

Pamiętacie może jak w dzieciństwie, gdy złapaliście katar, Wasza babcia zaraz orzekała, że to dlatego, że nie założyliście czapki/podkoszulki/ciepłego golfa? Ja nie raz to słyszałam. Wśród starszego pokolenia wciąż pokutuje przekonanie, że przeziębienie bierze się z wyziębienia i że chorujemy dlatego, że nie dbamy o siebie. Myślę, że tak mocno utartego przekonania już nie zmienimy, ale niedawno, czytając pewne forum, ze zgrozą stwierdziłam, że ten mit przeniósł się także na kolejne pokolenia i ewoluował w niebezpieczny sposób. Stąd też dzisiaj poświęcę chwilę chorobie powszechnie nazywanej przeziębieniem.



Przeziębienie jest potoczą nazwą choroby górnych dróg oddechowych objawiającej się nieżytem nosa (katarem), bólem gardła, kaszlem, niekiedy gorączką. Wywołują je WIRUSY, najczęściej te zwane rhinowirusami. Tak więc jest to choroba ZAKAŹNA i nie chorujemy, bo nie założyliśmy czapki, ubraliśmy się zbyt chłodno lub nie dbaliśmy o siebie. Chorujemy, bo ktoś nas zaraził. Bo w pracy, szkole, przedszkolu czy autobusie spotkaliśmy kogoś chorego, kto "sprzedał" nam swojego wirusa. Nie musimy więc robić sobie wyrzutów (bądź ich pokornie wysłuchiwać), dlatego, że nasze dziecko znowu nabawiło się kataru. Wirusoodporni występują tylko w reklamie szczepionki przeciw grypie. Zwykli śmiertelnicy czasem ulegają wirusom i kończą z przeziębieniem. Niezależnie od obecności podkoszulki ;)

Nieprawdą jest również, że przeziębieniem nie zarażamy. Nieprawda, że skoro to "tylko przeziębienie" to można iść odwiedzić koleżankę, która ma w domu noworodka. Nieprawda, że nie stanowimy zagrożenia dla osób o osłabionej odporności. Tak samo, nieprawda, że Wasze przeziębione dziecko, kiedy pójdzie do przedszkola to nie zarazi swoich koleżanek i kolegów. Zarazi. Bo wbrew temu, co mówi Wam jego babcia, to ten katar nie jest dlatego, że nie miało podkoszulki. Jest dlatego, że do organizmu dostał się wirus. Podkoszulki i czapki innych przedszkolaków również nie uchronią ich przed zasmarkanym kolegą, który jest "tylko przeziębiony". Właśnie dzięki takiemu myśleniu, kiedy zaczyna się szkoła/przedszkole setki rodziców myślą sobie: "O nie, znowu zacznie się chorowanie...". I tak niestety jest. Bo zawsze w grupie znajdzie się takie dziecko, które jest "tylko przeziębione" i przekazuje wirusa dalej. Znajdą się również te, które zostały zapobiegawczo ubrane na bałwanka, żeby przypadkiem się nie przeziębiły. Te pewnie jeszcze szybciej zachorują, bo przegrzewanie jest de facto gorsze niż wychłodzenie. Pamiętajcie, że to, że Wasze dziecko choruje, nie oznacza, że musicie założyć mu jeszcze dodatkową parę skarpet na rajtuzy... Nie tędy droga do odporności. Zupełnie nie tędy. 

Dlatego też, zaklinam Was, pamiętajcie, że wszelkie infekcje dróg oddechowych mają zazwyczaj tylko dwie przyczyny: wirusy lub bakterie. Jedne i drugie zarażają. Tak więc, Wasze czy dziecka przeziębienie, przestaje być tylko Waszą sprawą w momencie, gdy decydujecie się bywać w miejscach publicznych czy odwiedzać rodzinę lub znajomych. Chora babcia w odwiedzinach u niemowlaka to nie jest dobry pomysł. Przeziębiona babcia to wciąż CHORA, a nie nie dbająca o siebie babcia.

Skoro już wspomniałam o bakteriach, to warto pamiętać również o drugim, powszechnym błędzie- antybiotyk na przeziębienie. Przeziębienie i grypa to choroby wirusowe. Antybiotyk to lek na bakterie. Nie działa na wirusy. Przeziębienia nie leczymy antybiotykami, bo możemy sobie co najwyżej zaszkodzić. Łapie mnie katar, a w apteczce mam jeszcze resztkę antybiotyku, więc wezmę na wszelki wypadek? W żadnym wypadku. Antybiotyk to ostateczność, którą stosuje się dopiero przy bakteryjnych powikłaniach. I to na wyraźne zalecenie i z przepisu lekarza. I tego się trzymajmy!

Mimo panującego wyjątkowo złośliwego przeziębienia, zdrówka Wam życzę i jeśli jednak Was dopadnie, to pamiętajcie: to wirus, a nie zimno Was dopadło! ;)

7 komentarze:

W ostatnich dniach naszła mnie chęć na wypróbowanie nowego kosmetyku ,w formie, której jeszcze nie stosowałam, czyli serum. Mój wybór pa...

Jak wybrać dobre serum do twarzy z witaminą C?

12/05/2016 Far Minka 1 Comments


W ostatnich dniach naszła mnie chęć na wypróbowanie nowego kosmetyku ,w formie, której jeszcze nie stosowałam, czyli serum. Mój wybór padł na serum z witaminą C. To niewiele zawężyło obszar poszukiwań, bo, jak pewnie wiecie, witamina C jest teraz bardzo modna. Postawiłam mu więc wysokie wymagania i oczywiście okazało się, że ich spełnienie i zmieszczenie się w budżecie przeciętnego Kowalskiego (i to przed świętami) nie jest łatwe. Dlatego też doszłam do wniosku, że jak już wydawać pieniądze to nie w ciemno i poświęciłam trochę czasu na research. Udało mi się dojść do pewnych wniosków, którymi teraz chcę się z Wami podzielić. Mam nadzieję, że pomogą Wam one wybrać, jeśli nie idealne, to chociaż dobre serum z witaminą C i będziecie wiedzieć czym się kierować przy wyborze kosmetyku dla siebie. Bo na pewno nie tym, żeby witamina C była lewoskrętna ;)

Dlaczego warto wybrać kosmetyk z witaminą C?


Na początek, o tym dlaczego akurat witamina C. Jakie korzyści może nam ona przynieść?

- jest bardzo silnym przeciwutleniaczem, a więc chroni komórki przed wolnymi rodnikami

- bierze udział w procesach syntezy kolagenu, a jednocześnie zmniejsza jego degradację, a to oznacza w skrócie: mniej zmarszczek

- ma działanie rozjaśniające i wyrównujące koloryt skóry, działa depigmentacyjnie. Pomaga pozbyć się przebarwień np. potrądzikowych lub powstałych w ciąży

- ma działanie przeciwzapalne, a więc może być pomocna przy leczeniu stanów zapalnych np. trądziku

- jako antyutleniacz zapobiega utlenianiu się łoju i zatykaniu porów, co również może być pomocne w walce z niedoskonałościami skóry

Z tych właśnie powodów serum z witaminą C (albo krem, jeśli ktoś woli taką formę) wydaje mi się rozwiązaniem idealnym dla kobiet, które już pożegnały się z wiekiem nastoletnim i szukają kosmetyków zapewniających skuteczną ochronę przeciwzmarszczkową, a jednocześnie, jak na złość, nie pożegnały się z tendencją do tworzenia się wyprysków. Czyli dla takich jak ja. I myślę, że nie ja jedna mam ten problem.

Na co zwrócić uwagę wybierając serum z witaminą C?


Ta niepozorna witaminka lubi narobić wokół siebie trochę zamieszania. W kosmetykach nie jest inaczej. Również sprawia problemy. Pierwszym, najważniejszym z nich jest TRWAŁOŚĆ. Witamina C niestety nie jest związkiem stabilnym i trwałym. Bardzo łatwo ulega rozkładowi i jedyne co do tego potrzebuje to tlen i światło. Czyli praktycznie wystarczy, że otworzymy opakowanie naszego super drogiego serum z witaminą C, a już nam ona zaczyna uciekać. Bad news. Żeby trochę temu zapobiec większość tego typu kosmetyków pakowana jest w buteleczki z ciemnego szkła. Jeśli znajdziecie jakieś w przezroczystej, to możecie od razu z niego zrezygnować.
Kwas L-askorbinowy, czyli witamina C jest najmniej trwała. Tak więc, jeśli producent chwali się, że jego produkt zawiera czystą witaminę C, lewoskrętną czy cokolwiek w tym stylu, to pamiętajcie, że tak naprawdę to wcale nie zaleta. To po prostu najtańsze rozwiązanie. Niestabilna wit.C po otwarciu zaczyna się rozkładać. Po miesiącu od otwarcia opakowania jej stężenie maleje o połowę. Po kilku tygodniach tak naprawdę serum może nam zmienić kolor i stracić jakiekolwiek właściwości.
Są też dużo bardziej stabilne formy, którymi są estry palmitynianowe kwasu askorbionwego, fosforan askorbylu i glikozyd askorbylowy. Z tych trzech form celowałabym w estry, gdyż glikozydy są droższe w produkcji i cena szybuje w górę, zaś fosforan jest słabo wchłaniany. Istnieje również tetraizopalmitynian askorbylu, którego stabilność wynosi podobno ponad rok.
Dodatkowo kosmetyki z wit. C mogą być wzbogacane przeciwutleniaczami, które będą zwiększać ich trwałość. Nie muszą to być sztuczne przeciwutleniacze, ale np. olejki roślinne o takich właściwościach, które dodatkowo będą miały pozytywny wpływ na naszą cerę.

Kolejny problem, który stwarza nam witamina C w kosmetykach to PRZENIKANIE, czyli wchłanianie do głębszych warstw skóry. Aby uzyskać optymalny efekt, korzystne byłoby, żeby serum nie działało tylko na zewnętrzną warstwę skóry, ale przenikało głębiej. Niestety witamina C jest witaminą rozpuszczalną w wodzie, a co za tym idzie, trudno przechodzi przez lipidowe warstwy naskórka. Tutaj również przewagę zyskują estry, które są lepiej rozpuszczalne w tłuszczach i łatwiej przenikają w głąb skóry. Wśród nich przoduje tetraizopalmitynian askorbylu, który przenikalność ma na tyle dobrą, że jest efektywny już w stężeniu 1-3%, podczas gdy na innych form za optymalne stężenie przyjmuje się 15%.

KRÓTKI SKŁAD to kolejna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Chodzi mi oczywiście o substancje pomocnicze. Jest to łatwiejsze do osiągnięcia właśnie w przypadku serum, gdyż krem zawsze zawiera więcej składników, niekoniecznie o korzystnym wpływie (parabeny, konserwanty etc.). 

Próbując wybrać serum dla siebie przejrzałam kilkanaście składów INCI i kierując się opisanymi wyżej kryteriami, porównałam stosunek jakości do ceny. Mój wybór padł na Mincer Pharma Vita C Infusion. Warto poszukać go w promocji, bo rozstrzał cenowy jest dość spory, ale cena ogólnie czyni go osiągalnym. Tutaj możecie sprawdzić: klik.
Jego skład prezentuje się następująco:


Jak widzicie mamy tu wysoko w składzie stabilną i dobrze przenikającą formę wit.C, bogactwo olejków i nie ma praktycznie żadnych zbędnych składników. Mam nadzieję, że mnie nie rozczaruje, bo wygląda naprawdę obiecująco.

A Wy macie jakieś swoje ulubione kosmetyki z witaminą C?

1 komentarze:

Uwaga! Odstąpię POMYSŁ NA BIZNES. Sama nie spełniam wymagań dodatkowych. WYMAGANIA PODSTAWOWE: lekkie pióro i zdolność do przekonywani...

Pomysł na biznes ;)

11/29/2016 Far Minka 2 Comments

Uwaga! Odstąpię POMYSŁ NA BIZNES. Sama nie spełniam wymagań dodatkowych.



WYMAGANIA PODSTAWOWE: lekkie pióro i zdolność do przekonywania

PLAN DZIAŁANIA: Należy znaleźć substancję lub roślinę nie wywołującą dużych działań niepożądanych, przynajmniej takich ostrych, które można łatwo z nią powiązać. Następnie należy wymyślić jej wszechstronne cudowne właściwości. Nie można przy tym zapomnieć, że obowiązkowo musi podnosić odporność, odkwaszać organizm i leczyć raka. Jak do tego będzie jeszcze odchudzała i oczyszczała z metali ciężkich to sukces murowany. Ale spokojnie, wcale nie musi tak działać. W końcu nie będziemy wprowadzać jej jako lek, nie potrzebujemy badań. Wystarczy napisać mądrze brzmiący artykuł, w którym będziemy przekonywać czytelnika, że tak właśnie działa. Jeśli chodzi o źródła to mamy dwa wyjścia- albo podajemy bliźniacze strony tak samo "wiarygodne" jak my sami albo znajdujemy jakieś badania na zbliżony temat. Nie muszą potwierdzać naszych tez, wystarczy że zawierają kluczowe słowa i nie są po polsku. 90% czytelników i tak do nich nie zajrzy. Dla kreatywniejszych jest też możliwość przeinaczania faktów. Potem zaczynamy promocję. I tu obowiązkowo trzeba pamiętać, że należy podkreślić, że to ukrywana terapia, że lekarze Ci o niej nie powiedzą, bo byś wyzdrowiał, a to nie w ich interesie. Można też dodać co nieco o lobby medycznym czy też big pharmie. Grunt żeby powiało teorią spiskową i żeby czytelnik poczuł się wyjątkowo, że dowiedział sie o tym skrywanym sekrecie. Następnie podrzucić temat zwolennikom altmedu i voila- sukces strony murowany. Sekrety i ukryte terapie przenoszą się najszybciej. Dla umocnienia swojej pozycji możemy jeszcze napisać książkę. W końcu to wolny kraj, każdy może napisać co zechce, niezależnie czy jest lekarzem, inżynierem, piłkarzem czy cieślą. Grunt, żeby potrafić przekonać, że wie się lepiej. Jak już strona odniesie sukces, przystępujemy obowiązkowo do drugiej części planu. Tworzymy przy niej sklep internetowy. I tam sprzedajemy opisane przez nas remedia na całe zło. Cena nie gra roli, bo przecież na zdrowie nie będą żałować. Zwłaszcza na takie tajne terapie, których udało im się dostąpić.Potem juz tylko liczymy pieniążki wpływające na konto, pilnując żeby nie wypaść z roli tego, co to zbawia świat i chroni przed łaknącą pieniędzy big pharmą.

WYMAGANIA DODATKOWE: umiejętność manipulacji i brak sumienia

Ja tych ostatnich wymagań nie spełniam, ale już pełno ludzi odnosi w tej branży sukcesy, więc może chcecie spróbować? ;) :P

2 komentarze:

Mogę już powiedzieć, że nasza wojna z ospą po miesiącu chorowania zbliża się ku końcowi. Wprawdzie Mały Człowiek jeszcze wciąż jest wys...

Moja walka z ospą u dzieci i rady jak to przetrwać

11/24/2016 Far Minka 6 Comments


Mogę już powiedzieć, że nasza wojna z ospą po miesiącu chorowania zbliża się ku końcowi. Wprawdzie Mały Człowiek jeszcze wciąż jest wysypany, ale krostki zmieniły się już w strupki, więc jesteśmy na ostatniej prostej. Starsza siostra, którą dopadło pierwszą, już całkiem zdrowa. Dlatego też mogę trochę podsumować to, czego można się spodziewać przy wiatrówce i jak sobie z nią radzić. Przede wszystkim jak walczyć z wysypką i swędzeniem, a czego unikać.

Co warto wiedzieć o ospie?


Ospa wietrzna jest chorobą mocno zakaźną, wirusową, a wirusy przenoszą się drogą kropelkową. Wystarczy więc przebywanie w tym samym pomieszczeniu, wspólna zabawa itp. by się zarazić. Chory zaraża już na 2-3 dni przed wystąpieniem pierwszych objawów. Nie zaraża już, gdy na skórze pozostają tylko zaschnięte strupki. Niemniej nawet po chorobie trzeba na dziecko uważać, bo po ospie następuje dołek immunologiczny i przez 2-3 miesiące może ono mieć osłabioną odporność. Nie polecam również organizowania ospa-party, żeby mieć już to z głowy. Pamiętajmy, że ospa może powodować powikłania w postaci np. zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych czy zapalenia płuc.

Jakie są etapy choroby?


Na początku może wystąpić gorączka i ogólne złe samopoczucie, potem pojawiają się charakterystyczne pęcherzyki wypełnione płynem. Kolejność może też być odwrotna, bo u nas najpierw były krostki, a dopiero potem podwyższona temperatura. Krostki mogą być swędzące (a wręcz z reguły są), ale Starsza Siostra zaprzeczyła regule i nic ją nie swędziało. Młody Człowiek nie miał już tyle szczęścia...
Potem następuje kolejny etap, czyli mega wysyp. To też nie reguła, bo u niektórych kończy się na kilku krostkach. My nie mieliśmy tyle szczęścia i oboje solidnie zsypało. Trzeba liczyć się z tym, że pęcherzyki pojawiają się też na błonach śluzowych, w uszach, na skórze głowy, a nawet na narządach płciowych. Zero litości. Są wszędzie.
Mniej więcej w tym samym czasie następuje załamanie. Nie choroby, matki ;) Ja zaczęłam panikować i za jednym i za drugim razem. Za pierwszym, bo jedna krostka się paprała, wyglądała naprawdę brzydko i wystraszyłam się powikłań w postaci nadkażenia bakteryjnego. Za drugim razem dla odmiany wyszły bolesne duże węzły chłonne i pęcherzyki na powiece przy oku. Za pierwszym razem oczywiście trafiłam w długi weekend, bo jakże by mogło być inaczej... Za drugim... również w weekend. Jak dzieci chorują to zawsze jest weekend :P I tu opowiem Wam jaką pomoc otrzymaliśmy.


Ospa a służba zdrowia


Długi weekend, ospa zdiagnozowana samodzielnie i ta paskudna wielka boląca i paprząca się krosta. Doszłam do wniosku, że jednak potrzeba konsultacji lekarza i jakiegoś antybiotyku do zastosowania miejscowo. Udaliśmy się na Pogotowie, bo w moim mieście niestety coś takiego jak pomóc doraźna w przychodni nie istnieje. Pani doktor rzuciła okiem na moją córkę, po czym ochrzaniła mnie, że nie zaszczepiłam jej na ospę (szczepionka nieobowiązkowa wg kalendarza szczepień, płatna), wtedy nie miałabym problemu. Teraz ona musi zgłosić do sanepidu zachorowanie na chorobę zakaźną, a w dodatku ona pozaraża tutaj wszystkich i po co w ogóle przyjechaliśmy. Moich próśb o spojrzenie na felerną krostę nie wysłuchała, powiedziała, że z powikłaniami to do swojego lekarza do przychodni, zaleciła smarować pudrem płynnym i po minucie zakończyła wizytę. Walczyłam więc dalej swoimi sposobami, a po weekendzie zadzwoniłam do przychodni. Nie wybierałam się już z dzieckiem, bo raz ,że mojego mi było szkoda ciągnąć, gdyby miała nastąpić powtórka z rozrywki, a dwa, że pozarażałaby inne dzieci i w ogóle pół przychodni, bo gabinet pediatry jest tuż obok rejestracji. Słusznie zrobiłam, bo jedyne co mi polecono to nie co innego jak... puder płynny. Na tym zakończyłam współpracę z miejscowymi lekarzami i przy wątpliwościach, gdy Mały Człowiek zachorował zwróciłam się po konsultację online do koleżanki- pediatry (dzięki Asia :* ). Po tych przejściach naprawdę ciężko się dziwić, że mamy szukają odpowiedzi na pytanie "jak leczyć dzieci?" w internecie. Nie twierdzę oczywiście, że nie należy odwiedzać lekarza i lepiej leczyć się samemu. Bynajmniej nic takiego Wam nie radzę. Ale jestem też daleka od bezgranicznego zaufania lekarzom.


Jak walczyć z ospą?


Lekarze zalecili nam zgodnie puder płynny i tyle. Czy faktycznie to najlepsze i jedyne wyjście? Nie, nie i jeszcze raz nie. Puder płynny był stosowany za dawnych czasów, mniej więcej wtedy gdy my, rodzice, przechodziliśmy ospę. Ma on swoje plusy, bo zasusza pęcherzyki i za sprawą dodatku benzokainy i mentholu uśmierza swędzenie. Nie jest jednak lekiem idealnym. Jego wadą jest to, że zakleja zmiany, uniemożliwia ich dokładne oczyszczenie i stwarza idealne środowisko do rozwoju bakterii, co może prowadzić do powikłań. Będący bardziej na bieżąco lekarze o tym wiedzą. Kupiłam ten nieszczęsny polecany puder, ale stosowałam go tylko na początku na największe napuchnięte pęcherze na noc, żeby zapobiec drapaniu, bo Mały Człowiek źle znosił Fenistil. Skoro już jestem przy Fenistilu, to właśnie Fenistil w kropelkach działa przeciwświądowo i można się nim wspomagać, żeby dziecko się nie drapało. Warto również pamiętać o dokładnym obcięciu paznokietków.


Co jeszcze możemy zrobić?


- ubierać dziecko przewiewnie

- kąpać
Panuje mit, że w trakcie ospy się nie kąpie. Szkodliwy mit, bo higiena jest ważna żeby uniknąć zakażeń. Kąpiel nie powinna być zbyt długa, trzeba myć i wycierać delikatnie, ale nie trzeba z niej rezygnować. 

- kąpać w nadmanganianie potasu
Fioletowe kryształki dostępne w aptekach wrzuca się do wanny do uzyskania jasnoróżowego odcienia wody. Nie przesadźcie z ilością, bo dziecko Wam zbrązowieje ;)

- odkażać pęcherzyki Octeniseptem
To było moje główne oręże w walce. Na szczęście nie szczypie, więc dzieci chętnie poddawały się zabiegom. Starałam się odkażać conajmniej 2 razy dziennie, a u Małego Człowieka zmiany pod pieluszką traktuję Octeniseptem przy każdym przewijaniu, bo są one najbardziej narażone na bakterie. Zakupiłam do tego po 100szt. gazików na łebka i psikamy.

- fiolet gencjanowy, czyli pyoctanina
Osobiście nie stosowałam, ale nie znalazłam informacji, by był przeciwwskazany. Warto zakupić wodny roztwór gencjany, jeśli dziecko ma zmiany w buzi. Przy stosowaniu na skórę trzeba liczyć się ze stratami w odzieży- farbuje na fioletowo. 

- na gorączkę stosujemy TYLKO paracetamol
Pisałam już kiedyś o tym tutaj, że ibuprofen jest przeciwwskazany przy ospie. O aspirynie, o której powiedziała mi lekarka na pogotowiu, nawet nie wspominam, bo oczywiste, że jej nie stosujemy u dzieci nigdy, niezależnie od przyczyny gorączki.

Nasza walka ma się ku końcowi, chociaż skóra Małego Człowieka wymaga jeszcze zabiegów i nie wygląda zbyt ładnie, ale kryzys już za nami i śpię spokojniej. Mam nadzieję, że moje rady pomogą Wam przejść bezpiecznie przez ospę wietrzną, zwłaszcza jeśli spotkacie się z tak "dobrą" opieką zdrowotną, z jaką ja miałam wątpliwą przyjemność.

Trzymajcie się zdrowo i nie wysypkowo
Far Minka

6 komentarze:

Czy zetknęłyście się kiedyś ze stwierdzeniem, że będąc w ciąży powinnyście słuchać Mozarta? I że powinno się go puszczać dzieciom od na...

Krótka historia o tym jak wrobiono niemowlaki w słuchanie Mozarta

11/16/2016 Far Minka 4 Comments


Czy zetknęłyście się kiedyś ze stwierdzeniem, że będąc w ciąży powinnyście słuchać Mozarta? I że powinno się go puszczać dzieciom od najmłodszych lat, a w zasadzie miesięcy? Bo ja słyszałam o tym nie raz. Mówi się, że muzyka Mozarta podnosi inteligencję, zwiększa zdolności poznawcze. Że jak się płód nasłucha utworów tegoż kompozytora, to potem wyrośnie z niego mądre dziecko. Będzie inteligentniejsze i będzie się szybciej uczyć. No fenomen po prostu. Fenomen ten nazwano efektem Mozarta.
Efekt Mozarta miał w swój początek w badaniu przeprowadzonym w 1993 roku przez panią Rauscher i jej współpracowników. Podczas tego eksperymentu przebadano grupę studentów, których podzielono na trzy podgrupy, z których jedna słuchała jednej z sonat Mozarta, druga muzyki relaksacyjnej, a trzecia niczego. Wszystkich poddano testowi na inteligencję, którego wynik pokazał, że słuchający Mozarta wykazują krótkotrwały wzrost IQ o 8-9 punktów. Wyniki tego badania ukazały się w znanym piśmie Nature i zostały szybko podchwycone przez media. To jedno badanie stało się motorem do tworzenia kolejnych legend. Wywołało falę artykułów nawołujących do puszczania Mozarta dzieciom, a potem również do słuchania go w ciąży. W końcu już każdy wiedział, że Mozart dobrze wpływa na rozwój mózgu i przy nim szybciej rosną neurony ;) Tylko naukowcy nie uwierzyli na słowo i próbowali powtórzyć badanie i uzyskać podobne wyniki. Niestety bez skutku. Badania nad efektem Mozarta trwały przez następnych kilkanaście lat i zostały zwieńczone metaanalizą w 2010 roku, w której to autorzy analizując wszystkie przeprowadzone badania wykazali, że coś takiego jak efekt Mozarta nie istnieje. Nigdy nie udało się dowieść, by słuchanie muzyki tego kompozytora miało jakikolwiek wpływ na inteligencję czy zdolności poznawcze dzieci. Efekt Mozarta został nazwany jednym z największych mitów psychologii. Mimo to, dzięki potędze mediów, w świadomości społeczeństwa wciąż tkwi, że muzyka Mozarta = inteligentne dziecko. Warto wiedzieć, że to tylko mit.
Czy zatem wyrzucamy wszystkie płyty z muzyką klasyczną, bo są bezużyteczne? Zdecydowanie nie. Mimo, że Mozart nie jest w stanie zarazić nas swoją inteligencją poprzez muzykę, sam, bez dwóch zdań, był geniuszem i zasługuje na chwilę uwagi. Podobnie jak Wasze dzieci zasługują na to, by poszerzać ich horyzonty również o muzykę klasyczną. Jeśli jednak Mozart nie pomaga Wam się wyciszyć w ciąży, to możecie z czystym sumieniem nacisnąć "off" na odtwarzaczu. Wasze dziecko na tym nie ucierpi.

4 komentarze:

Moi drodzy! Właśnie mija rok odkąd na blogu pojawił się pierwszy post i odkąd zaczęłam moją przygodę z blogowaniem. Muszę przyznać, że p...

Pierwsze urodziny bloga

11/13/2016 Far Minka 1 Comments




Moi drodzy! Właśnie mija rok odkąd na blogu pojawił się pierwszy post i odkąd zaczęłam moją przygodę z blogowaniem. Muszę przyznać, że przeszłam długą drogę i dużo się nauczyłam, a na pewno jeszcze wiele przede mną, jeśli wystarczy mi sił i czasu,by tę przygodę kontynuować. Dzięki tej stronie pierwszy raz zdarzyło mi się grzebać w HTMLu, założyłam konta na instagramie, pintereście, twitterze i poznałam Google+. Dowiedziałam się też co nieco o funkcjonowaniu blogosfery, o której kiedyś nie miałam zielonego pojęcia. Jednym słowem: dzięki temu blogowi poszerzyłam swoje horyzonty. Jest on dla mnie również motywacją do samorozwoju, drążenia wielu tematów i poszerzania wiedzy zawodowej, gdyż nigdy nie piszę dla Was o niczym, czego nie jestem pewna i czego najpierw nie sprawdzę w obiektywnych i pewnych źródłach. Mam nadzieję, że tak jak mnie przynosi wiele radości pisanie tego bloga, tak i Wam sprawia przyjemność jego czytanie i że jest dla Was pomocny. W końcu z tą myślą został stworzony!


A teraz odrobinkę urodzinowych podsumowań:

* Od powstania bloga odwiedziliście go ok. 70 000 razy.

* Największa ilość z Was trafia do mnie z facebooka i z Google. Tych, którzy jeszcze nie polubili strony Apteki małego człowieka na facebooku, gorąco do tego zachęcam, gdyż dzięki temu możecie być zawsze na bieżąco z nowymi wpisami, a także znajdziecie tam inne ciekawe rzeczy, które tutaj nie trafiają. Na bieżąco informacje o nowych wpisach pojawiają się też na instagramie i pintereście, więc jeśli wolicie te media to tam też jestem.

* Największe zainteresowanie budziły wśród Was wpisy:

Zdrowie sprzedawane na kilogramy, czyli jak to naprawdę jest z lewoskrętną witaminą C
 
Cała prawda o saszetkach na przeziębienie
 
Ibuprofen dla juniora, czyli jak sięgnąć do kieszeni rodzica

* Wśród wpisów dotyczących typowo zdrowia dziecka przodował temat inhalacji 

* W dziale "Po godzinach" najciekawszy okazał się post: 6 akcesoriów dla dzieci, które przydały mi się najbardziej.

Na koniec chciałam Wam podziękować za to, że jesteście i czytacie. Każdy like i miły komentarz jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Pamiętajcie też, że zawsze jestem otwarta na Wasze pytania i propozycje tematów na kolejne wpisy. Jeśli jest coś o czym chcielibyście przeczytać, a co jeszcze nie znalazło się na blogu, piszcie śmiało.

Pozdrawiam
Far Minka

1 komentarze:

Czas ciąży to czas przygotowań na przyjęcie nowego małego członka rodziny. Przygotowujemy się na to wyzwanie psychicznie, dokształcamy w szk...

Wyprawka dla mamy i dziecka, czyli co kupić w aptece przed porodem.

11/07/2016 Far Minka 3 Comments

Czas ciąży to czas przygotowań na przyjęcie nowego małego członka rodziny. Przygotowujemy się na to wyzwanie psychicznie, dokształcamy w szkołach rodzenia bądź czytamy poradniki z "instrukcją obsługi" niemowlaka, a w końcu także kompletujemy wyprawkę. Lista zakupów przed narodzinami dziecka jest naprawdę długa i obszerna. Duża część z tych zakupów obejmuje asortyment apteczny, dlatego też przygotowałam dla Was listę tego, co warto kupić w aptece przed porodem. Wiele mam korzysta obecnie z dobrodziejstw internetu i zamawia wszystko za jednym razem z apteki internetowej i nie ukrywam, że to dobra opcja. Mam nadzieję, że ta lista, wzbogacona o moje wskazówki, pozwoli Wam punkt po punkcie odhaczyć najpotrzebniejsze zakupy. Lista podstawowa to to, co moim zdaniem powinien zakupić każdy. Lista rozszerzona to zakupy dodatkowe, z którymi można się wstrzymać albo zrobić od razu, na wszelki wypadek. Wedle uznania :)


Lista podstawowa

 

  • Octenisept - do pielęgnacji, odkażania pępka. Później również może się przydać np. do odkażania drobnych ran, otarć, bo nie szczypie jak woda utleniona. 
  •  
  • Maść do pupy przeciwko odparzeniom  - do codziennej pielęgnacji polecam Linomag (zielony) lub Bepanthen Baby, zaś na odparzenia Tormentalum
  •  
  • Tantum Rosa - saszetki do sporządzania roztworu do podmywania po porodzie. Najwygodniejszy sposób zastosowania to buteleczka z atomizerem, do której przelewamy przygotowany roztwór i następnie pryskamy newralgiczne miejsca. 
  •  
  • Majtki poporodowe - najhigieniczniej wybrać jednorazowe siateczkowe
  •  
  • Podkłady na łózko 90x60cm - przydatne zarówno dla kobiety do rozłożenia na łóżku, żeby zapobiec zabrudzeniom, jak i do przewijania dziecka. Niektóre szpitale zapewniają podkłady, inne nie, ale i tak warto je mieć, nawet do wykorzystania po wyjściu ze szpitala.
  •  
  • Podkłady poporodowe - czyli takie naprawdę duże podpaski, zazwyczaj bez kleju. Lepsze do zastosowania na samym początku połogu, ponieważ są bardziej chłonne i lepiej przepuszczają powietrze, a zależy nam na tym by nie nabawić się zakażenia.
  •  
  •  Wkładki laktacyjne
  •  
  • Maść na brodawki - przynosi ulgę, gdy piersi dopiero przystosowują się do karmienia i bolą, pękają itp. Oczywiście nie musi się to zdarzyć, ale warto mieć ją w podorędziu. Jeśli nie przyda się na początku, może okazać się zbawienna, gdy dziecko zacznie ząbkować ;) Warto wybrać taką, która nie wymaga zmywania przed karmieniem, żeby nie zaprzątać sobie tym głowy, gdy małego ssaka dopadnie nagły głód.
  •  
  • Gaziki jałowe 5x5cm - przydadzą się do pielęgnacji pępka, przemywania oczek itp.
  •  
  • Sól fizjologiczna w ampułkach - do przemywania oczek, w przyszłości może przydać się również do inhalacji
  •  
  • Paracetamol -  na wypadek gorączki. Dla maluszka najlepiej w czopkach lub kropelkach (Pedicetamol)
  •  
  • Woda morska w spray'u - izotoniczna, o łagodnym strumieniu przydatna do higieny noska
  •  
  • Aspirator do nosa - niezbędny dla każdego nie umiejącego dmuchać noska. Do wyboru ustne, do odkurzacza lub elektryczne.
  •  
  • Krem do buzi dostosowany do aktualnej aury - albo na wiatr/mróz albo z filtrem UV
  •  
  • Witamina D - w kropelkach albo kapsułkach twist-off. Na pewno się nie zmarnuje, bo czeka Was podawanie jej co najmniej przez najbliższych kilka lat.
  •  
  • Termometr elektroniczny - warto poczytać opinie i postarać się znaleźć dobry, dokładny sprzęt, bezdotykowy, umożliwiający nam kontrolę nawet w czasie snu. Nie warto odkładać tego zakupu do czasu pierwszej gorączki i potem na szybko szukać po aptekach jakiegoś termometru, bo z powtarzalnością wyników bywa w nich niestety bardzo różnie. 


Lista rozszerzona

 

  • Osłonki na piersi - można kupić na wszelki wypadek, ale bardzo możliwe, że się nie przydadzą. Uwaga na rozmiary, bo są różne.
  •  
  • Femaltiker - na wspomaganie laktacji
  •  
  • Laktator i pojemniki do przechowywania pokarmu
  •  
  • Maść majerankowa - gdybyśmy chcieli być przygotowani na pierwszy katarek. Istnieją bardzo duże szanse, że przeterminuje się zanim ją otworzymy ;)
  •  
  • Emulsja do kąpieli, szampon, emulsja do ciała dla dziecka - jeśli decydujemy się na stosowanie serii kosmetyków aptecznych
  •  
  • Nożyczki do paznokci, szczoteczka do włosów, smoczek, butelka itp. - można je nabyć zarówno w aptece, jak i w sklepie z artykułami dziecięcymi.

Udanych zakupów!

3 komentarze:

Niedawno na rynku pojawił się nowy lek w popularnych saszetkach - Gripex Hot Zatoki. Pomyślałam, że wreszcie ktoś wpadł na pomysł, żeby zro...

Gripex Hot Zatoki - co poszło nie tak?

10/16/2016 Far Minka 2 Comments

Niedawno na rynku pojawił się nowy lek w popularnych saszetkach - Gripex Hot Zatoki. Pomyślałam, że wreszcie ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić konkurencję Theraflu Zatoki. Niestety po zerknięciu na skład doszłam do wniosku, że coś przy wymyślaniu tego produktu poszło nie tak. Chyba ten co wymyślał nazwę i pomysł marketingowy na nowy preparat nie skontaktował się z tym, co wymyślał skład.



Jakie są podstawowe objawy chorych zatok? Charakterystyczny ból głowy nasilający się przy schylaniu, zatkany nos, katar. Tak więc Gripex Hot Zatoki, idąc śladem pozostałych saszetek, podobnie jak one, powinien działać objawowo, czyli zmniejszać ból głowy i katar. Tymczasem od innych saszetek dedykowanych do stosowania w przeziębieniu, a nie na zatoki, różni się jednym składnikiem - dekstrometorfanem, który to jest lekiem przeciwkaszlowym. Hamuje on odruch kaszlu i stosowany jest w suchym, nieproduktywnym kaszlu. Czyżby to jego dodatek sprawił, że "zwykły" Gripex na przeziębienie stał się takim na zatoki? Na to by wyglądało... Tylko, że to zupełnie nie ma sensu.

Popatrzmy jeszcze na składy.

Popularny Theraflu Zatoki:
Paracetamol 650 mg (przeciwbólowo i przeciwgorączkowo)
Chlorowodorek fenylefryny 10 mg (na katar)

Dostępny od dawna Gripex Hot na przeziębienie i grypę:
Paracetamol 650 mg
Chlorowodorek fenylefryny 10 mg
Wit.C 50 mg

Nowy Gripex Zatoki:
Paracetamol 650 mg
Chlorowodorek pseudoefedryny 60 mg
Bromowodorek dekstrometorfanu 20 mg
Maleinian chlorofenaminy 4 mg

Jak widać, Theraflu Zatoki i Gripex na przeziębienie to prawie to samo, różni je jedynie skromny dodatek witaminy C. Za to nowy Gripex na zatoki, poza składnikami przeciwbólowym i na katar, które można znaleźć w różnych przeziębieniowych saszetkach (np.Theraflu), zawiera dodatkowo substancję przeciwkaszlową. De facto dużo rozsądniej byłoby nazwać stary Gripex Hot preparatem na zatoki, a nowość preparatem na grypę. Najwyraźniej producent nie czuł potrzeby bycia konsekwentnym jeśli chodzi o nazwę i skład i liczył, że duży napis "ZATOKI" wystarczy, by sprzedać nowy produkt. Tylko czy jest sens faszerować się lekiem przeciwkaszlowym z powodu bólu głowy? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami. I pamiętajcie, że Gripex Hot Zatoki to fajna alternatywa dla już dostępnych na rynku saszetek przeziębieniowych, ale lepiej sięgać po niego, gdy męczy nas pełen zestaw objawów grypowych, a nie tylko zatoki. No i nie zapominajcie, że te saszetki tylko przynoszą ulgę od objawów choroby, a nie leczą jej przyczynę. O tym więcej pisałam tutaj

2 komentarze:

Kwasy omega-3 to bardzo ważny element diety praktycznie w każdym wieku. Mają one bardzo korzystny wpływ na nasze zdrowie. Między innymi maj...

Kwasy omega-3 w diecie matki karmiącej- fachowym okiem o Mumomega

10/12/2016 Far Minka 6 Comments

Kwasy omega-3 to bardzo ważny element diety praktycznie w każdym wieku. Mają one bardzo korzystny wpływ na nasze zdrowie. Między innymi mają działanie przeciwzapalne, zapobiegają miażdżycy naczyń krwionośnych, a także podnoszą odporność organizmu. Szczególne znaczenie mają dla kobiet w ciąży, karmiących i małych dzieci, bowiem wpływają na prawidłowy rozwój układu nerwowego i narządu wzroku. W ciąży, poza wpływem na rozwijające się dziecko, dodatkowo kwasy omega-3 zmniejszają ryzyko porodu przedwczesnego. Wykazano również, że suplementacja omega-3 w ciąży zmniejsza ryzyko wystąpienia w przyszłości u dziecka astmy oskrzelowej. 

Istotne są także przy karmieniu piersią, gdyż są obecne w mleku matki, a ich ilość zależy od ich zawartości w diecie matki. Wraz z mlekiem dostarczane są młodemu rozwijającemu się organizmowi. Ponadto pozytywnie wpływają na odporność przed chorobami. Dlatego zaleca się suplementację nimi w okresie ciąży, karmienia, a nawet kilka miesięcy po jego zakończeniu, w celu uzupełnienia braków po obciążeniu organizmu jakim jest ciąża i karmienie piersią. Zalecana minimalna dawka DHA wynosi 200mg/dobę, a w przypadku małego spożycia ryb 400-600mg/dobę, ale bezpieczne jest podawanie nawet 1g DHA dziennie. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby potrzebną ilość DHA można było dostarczyć z pokarmem. Niestety głównym źródłem tych kwasów są tłuste ryby morskie, które w diecie Polaków wciąż zajmują zbyt mało miejsca, by zaspokoić 100% zapotrzebowania na DHA. Ponadto nie zawsze są one bezpiecznym źródłem, gdyż mogą być skażone toksycznymi dioksynami i metalami ciężkimi.  Wybierając rybę na obiad powinniśmy dokładnie sprawdzić jej rodzaj i pochodzenie. Za najbezpieczniejszy uznawany jest hodowlany łosoś norweski. 


Czy jednak zjadacie co najmniej 2 porcje łososia w tygodniu? Ja niestety nie i dlatego zdecydowałam się na suplementację. Odpowiedni preparat jednak również trzeba wybierać rozważnie. Ja zdecydowałam się na przetestowanie Mumomega, gdyż przekonało mnie do niego kilka czynników.

Dlaczego uznałam Mumomega za preparat warty uwagi?



- ciekawy skład
Mumomega zawiera olej z ryb o zawartości DHA 300mg w jednej kapsułce, ale nie tylko. W odróżnieniu od innych preparatów zawiera również olej z wiesiołka bogaty w kwasy GLA i AA należące do omega-6. Dodatkowo użyta została też witamina E w roli przeciwutleniacza.

- badanie kliniczne (podwójnie zaślepione, randomizowane, kontrolowane placebo) udowadniające dobre wchłanianie DHA z  preparatu

- źródłem DHA jest przygotowany wg standardów farmaceutycznych olej z ryb morskich, badany pod kątem czystości, wolny od rtęci i innych toksyn

- olej z wiesiołka pozyskiwany jest z roślin rosnących w uprawach organicznych, co zapewnia czystość i brak środków chemicznych i pestycydów

- naturalne źródła olei gwarantują lepszą przyswajalność

- jako antyutleniacz użyto naturalną wit.E pochodzącą z soi nie modyfikowanej genetycznie

- nie zawiera żadnych zbędnych dodatków smakowych, środków barwiących ani sztucznych składników

- produkt wydaje się być naprawdę dobry jakościowo i bezpieczny

Mogłabym tu napisać o swoich wrażeniach po stosowaniu tego suplementu, ale nie oszukujmy się, tego rodzaju preparat nie daje wyraźnych odczuć, poprawy samopoczucia itp. Mogę jedynie napisać, że kapsułki są dość duże, ale nie sprawiają problemów przy połykaniu i nie mają rybiego posmaku jak w przypadku tranów.
Gdybyście więc zastanawiały się nad wyborem preparatu z kwasami omega-3 do stosowania w trakcie karmienia piersią, to Mumomega jest moim zdaniem rozsądnym wyborem.

6 komentarze:

Sezon chorobowy już w pełni, wirusy i bakterie czyhają na nasze pociechy i coraz częściej sprawiają, że wracają one z przedszkoli, szkół cz...

ABC nebulizacji popularnymi lekami- Pulmicort, Nebbud, Berodual, Mucosolvan

9/28/2016 Far Minka 20 Comments

Sezon chorobowy już w pełni, wirusy i bakterie czyhają na nasze pociechy i coraz częściej sprawiają, że wracają one z przedszkoli, szkół czy żłobków pokasłujące. Dobrym sposobem na radzenie sobie z kaszlem są inhalacje przy pomocy inhalatora/nebulizatora. Dlaczego i kiedy są pomocne pisałam już tutaj. Dla zaczynających przygodę z inhalacjami polecam też wskazówki jak wybrać dobry inhalator (do przeczytania tutaj.) Dzisiaj zaś przejdziemy do "grubszej artylerii", czyli leków na receptę, które często wypisywane są przez lekarzy, gdy dziecko ma duszności, zapalenie oskrzeli, płuc itp. stany wymagające interwencji farmakologicznej. Tych leków jest dosłownie kilka, ale każdy z nich ma jakieś pułapki, o których warto pamiętać przy stosowaniu, a o których nie zawsze wspominają pediatrzy. Dzisiaj przybliżę Wam właściwy sposób ich stosowania, przechowywania i środki ostrożności, których trzeba przestrzegać.



PULMICORT = NEBBUD

Te dwa leki omówię razem, gdyż tak naprawdę są one odpowiednikami i mają ten sam skład i działanie.

- Substancją czynną jest budezonid, czyli lek z grupy glikokortykosteroidów. Popularnie nazywany lekiem sterydowym.

- Inhalacje tym lekiem można wykonywać za pomocą inhalatorów pneumatycznych, NIE nadają się do tego nebulizatory ultradźwiękowe

- Najlepiej do inhalacji używać ustnika, ale dozwolona jest też maseczka (wiadomo, że małego dziecka raczej nie nakłonimy do właściwego używania ustnika)

- Ponieważ jest to steryd, niesie on za sobą ryzyko wystąpienia zakażeń grzybiczych. Stąd też należy przedsięwziąć odpowiednie środki ostrożności. Po każdej inhalacji trzeba przepłukać usta z resztek leku, a gdy zastosowano maseczkę również umyć twarz. 

- W celu wykonania inhalacji można rozcieńczyć roztwór 0,9% roztworem soli fizjologicznej. Jeśli jednak dziecko ma przyjąć większą dawkę leku, a co za tym idzie płynu jest wystarczająco dużo do przeprowadzenia inhalacji to rozcieńczanie nie jest konieczne.

- Pulmicort można mieszać z ipratropium i fenoterolem, czyli składnikami Berodualu.

- Uwaga na dawki. Dawka podana na opakowaniu to ilość mg w mililitrze, a jedna ampułka ma 2ml, czyli dawka leku jest 2 razy większa. Lekarz powinien jasno wyjaśnić dawkowanie, ale dla spokojnego sumienia warto się upewnić, że podajemy tyle, co potrzeba.

- PRZECHOWYWANIE
Po otwarciu ampułki należy zużyć ją w ciągu 12h, przechowywać zawiniętą w folię aluminiową, bez dostępu światła.
Po otwarciu blistra foliowego wszystkie ampułki z tego blistra należy zużyć w ciągu 3 miesięcy, wciąż przechowując je w folii.


BERODUAL

- Lek niesterydowy. Ma za zadanie rozszerzać oskrzela.

- Do nebulizacji NIE nadaje się nebulizator ultradźwiękowy.

- Zalecaną przez lekarza ilość kropli rozcieńcza się do 3-4 ml 0,9% roztworem chlorku sodu (sól fizjologiczna).

- Rozcieńczony roztwór zużywa się od razu, bezpośrednio po przygotowaniu, nie przechowuje.

- Uwaga na oczy! Do inhalacji trzeba używać ustnika lub maseczki i starać się, żeby para nie dostawała się do oczu. Berodual może bowiem prowadzić do rozszerzenia źrenic, wzrostu ciśnienia śródgałkowego, bólu oka, zaczerwienienia, a nawet wystąpienia ostrej jaskry.


MUCOSOLVAN

- Niesterydowy lek, który w formie syropu dostępny jest bez recepty. Płyn do inhalacji dostępny tylko na receptę. Zwiększa wydzielanie śluzu, ułatwia odkrztuszanie. Typowy lek na mokry kaszel. Należy pamiętać, że wykrztuśnych leków nie podajemy przed snem.

- Można go stosować w dowolnym inhalatorze.

- Przed inhalacją rozcieńcza się go z 0,9% roz. chlorku sodu (sól fizjologiczna) w stosunku 1:1

- Nie można go mieszać z innymi lekami. Zmiany pH prowadzą do wytrącania się osadu.

- Przed inhalacją należy ogrzać płyn do temperatury ciała.

- Brak dodatkowych wymagań, jeśli chodzi o przechowywanie.


Nigdy nie stosujcie tych leków na własną rękę, a przed użyciem zapoznajcie się z ulotką.
Jeśli moje rady wydają Ci się pomocne, udostępnij ten wpis. Może pomoże innym mamom chorowitków.

20 komentarze:

Zgaga jest przypadłością, która dotyka zdecydowaną większość ciężarnych. Ze statystyk wynika, że tylko nieliczne mogą pochwalić się, że...

Sposoby na zgagę w ciąży

9/22/2016 Far Minka 2 Comments



Zgaga jest przypadłością, która dotyka zdecydowaną większość ciężarnych. Ze statystyk wynika, że tylko nieliczne mogą pochwalić się, że tej nieprzyjemnej dolegliwości nie doświadczyły. Ja osobiście, gdyby zauprawo mnie o najbardziej dokuczliwą przypadłość związaną z ciążą, to bez wahania wskazałabym na zgagę. Dochodziło do tego, że w ogóle nie mogłam się położyć, bo momentalnie odzywał się palący refluks. W połączeniu z nakazem leżenia ze względu na zagrożoną ciążę, oznaczało to "piekielne" tortury. Dla wszystkich przyszłych mam, które znają to uczucie, przygotowałam sposoby na radzenie sobie ze zgagą w ciąży. Jednak na początek troszkę teorii.


Skąd się bierze zgaga w ciąży?


Zgaga w ciąży jest naturalnym zjawiskiem i nie należy się nią niepokoić (co nie znaczy, że trzeba ją potulnie znosić). Występuje w tym okresie ze wzmożoną częstotliwością z dwóch powodów. Pierwszym z nich są hormony, a dokładnie jeden z nich- progesteron. Jest on w tym okresie na wysokim poziomie, gdyż odpowiada za utrzymanie ciąży. Niestety ma on też dodatkowe działanie- rozluźnia dolny zwieracz przełyku, który stanowi blokadę przed cofaniem się treści z żołądka do przełyku. Dlatego też zgaga może wystąpić nawet na początku ciąży, kiedy płód jest jeszcze mały. Drugim powodem jest oczywiście ucisk powiększającej się macicy na żołądek. Dlatego też objawy zazwyczaj  nasilają się w III trymestrze.


Sposoby na zgagę w ciąży


- należy unikać jedzenia ostrych i kwaśnych potraw, słodyczy, picia soków owocowych (najgorzej jest po cytrusowych ;) ) i zupełnie zapomnieć o napojach gazowanych

- posiłki powinno się jeść często, ale w małych ilościach, żeby uniknąć przepełnienia żołądka

- po jedzeniu nie należy od razu się kłaść, aby ułatwić naturalny pasaż pokarmu w dół przewodu pokarmowego

- ostatni posiłek należy spożywać na około dwie godziny przed pójściem spać

- można do spania podłożyć dodatkową poduszkę, aby zapewnić sobie pozycję półleżącą- grawitacja pomoże nam w walce z palącym potworem

- migdały - moje obowiązkowe wyposażenie obok łóżka. Zobojętniają sok żołądkowy i niwelują przykre odczucia.

Te wszystkie sposoby pomogą Wam trochę zmniejszyć zgagę, ale bardzo prawdopodobne, że nie wystarczą. Na szczęście są też leki, którymi można się wspomóc i które są bezpieczne dla ciężarnych. Warto przed ich zażyciem zajrzeć w ulotkę, bo nie każdy lek na zgagę jest wskazany u ciężarnych. Tak naprawdę do wyboru macie: Gaviscon w tabletkach do żucia lub w zawiesinie, Rennie do ssania i NeoBianacid do ssania. Te preparaty stosowane w zalecanych dawkach są bezpieczne i mogą być stosowane w ciąży. Każdy z nich ma inny skład i trochę inne działanie, więc gdyby jeden okazał się nieskuteczny, warto próbować dalej.

Rennie - zobojętnia kwaśny sok żołądkowy

Gaviscon - tworzy warstwę ochronną utrzymującą się na powierzchni treści żołądkowej zapobiegając jej cofaniu się

NeoBianacid - tworzy warstwę ochronną na błonie śluzowej chroniąc przed kontaktem z sokiem żołądkowym. Dobry dla zwolenników "eko"- 100% naturalny, organiczny i bezglutenowy, słodzony cukrem trzcinowym z ekologicznych upraw



Mam nadzieję, że te wszystkie rady pozwolą Wam przetrwać kilka miesięcy z palącym potworem. Na pocieszenie: zgaga znika na sali porodowej jak ręką odjął! Pierwsza noc z maluszkiem będzie też pierwszą nocą bez zgagi :)

2 komentarze:

Zapewne każdy już słyszał o lizakach na ból gardła,  polecanych w telewizji przez pana w fartuchu udającego lekarza jako idealne skuteczn...

Lizaki na kaszel i gardło. O czym trzeba wiedzieć, żeby nie płacić podwójnie?

9/18/2016 Far Minka 3 Comments


Zapewne każdy już słyszał o lizakach na ból gardła,  polecanych w telewizji przez pana w fartuchu udającego lekarza jako idealne skuteczne remedium dla dzieci. Produkt ten faktycznie był marketingowym strzałem w dziesiątkę. Jako rodzice zapewne doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że dzieci, które chętnie przyjmują lekarstwa są niestety mniejszością. Kiedy malucha bolało gardło, do dyspozycji mieliśmy spray albo tabletki do ssania. Każda z tych form ma, w przypadku dzieci, swoje wady. Spraye bywają niezbyt dobre w smaku i budzą stanowczy opór u małych pacjentów. Pastylki zaś niekoniecznie są bezpieczne dla najmłodszych, bo nie każde dziecko potrafi je ssać i nie zakrztusić się. Wtedy z pomocą przychodzą lizaki i rozumiem rodziców, którzy po nie sięgają, mimo, że tak naprawdę to wciąż słodycze z dodatkiem wyciągów roślinnych. Dlatego też nie będę się rozwodzić nad ich skutecznością czy szkodliwością. Chciałam za to zwrócić Waszą uwagę na to, jak zadziałał dalej marketing i w jaką pułapkę łapią się rodzice.


Pierwsze na rynku dostępne były lizaki na gardło. Wg producenta mają one następujące działanie:
- nawilżają gardło
- łagodzą ból
- leczą podrażnienia gardła
- ochraniają błonę śluzową gardła

Forma lizaka na tyle spodobała się rodzicom, że zaczęli pytać również o lizaki na kaszel: "Pani magister, a takich lizaków jak te, ale na kaszel to nie ma? Nie, te na gardło to będą za słabe, muszą być takie na kaszel, bo dziecko kaszle, a gardło nie boli." Początkowo odchodzili z kwitkiem, ale nie na długo. Pojawiły się bowiem i lizaki na kaszel. Te mają działać w następujący sposób:
- łagodzą kaszel
- zmniejszają częstotliwość kaszlu
- ułatwiają odkrztuszanie

 Wydawałoby się, że super, historia z happy endem, rodzice dzieci anty-lekowych zadowoleni, bo wreszcie jest produkt na kaszel w formie lizaka. Działanie zupełnie inne niż poprzednich, tak jak oczekiwali. Ja jednak postanowiłam spojrzeć na skład, bo przecież nie wypada sprzedawać czegoś na ślepo, tylko dlatego, że tak ładnie to zachwalają na opakowaniu, w radiu czy telewizji. I w momencie kiedy spojrzałam na skład jednych i drugich lizaków, poczułam się, jako rodzic, nieco oszukana. No dobra, oburzyłam się. Okazuje się bowiem, że producent nie wysilił się za bardzo przy wymyślaniu składu nowych lizaków. Skład lizaków na gardło, jeśli chodzi o substancje czynne, wygląda następująco:
- wyciąg z porostu islandzkiego
- wyciąg z korzenia prawoślazu
- wyciąg z liści szałwii

Nowe lizaki na kaszel, o zupełnie innych wskazaniach, mają zaś taki "innowacyjny" skład:
- wyciąg z porostu islandzkiego
- wyciąg z korzenia prawoślazu

 Kreatywnie, prawda? Czy tylko mnie się wydaje, że nowy, wg oczekiwań pacjentów silniejszy, wyrób to uboższa wersja tego już dostępnego na rynku? No nie, ewidentnie nie wydaje mi się... Producent najwyraźniej doszedł do wniosku, że można zrobić dwa razy to samo, rozreklamować na dwa różne sposoby i podwójnie zarobić. I zapewne ma rację i tak to właśnie działa. Ale Wy nie musicie się na to nabierać i płacić podwójnie. Mit nowych lizaków na kaszel uważam za obalony, a Was zachęcam do udostępniania.

3 komentarze:

Obiecałam Wam wpis dotyczący preparatów wzmacniających odporność u dzieci. Po laktoferynie, bzie czarnym i tranie, przyszedł czas na beta-gl...

Beta-glukan - przebadany sposób na odporność

9/12/2016 Far Minka 9 Comments

Obiecałam Wam wpis dotyczący preparatów wzmacniających odporność u dzieci. Po laktoferynie, bzie czarnym i tranie, przyszedł czas na beta-glukan - składnik wielu preparatów odpornościowych. Jest to polisacharyd, który ma udowodnione działanie immunostymulujące. To ważne, że badania naukowe, zarówno in vitro, jak i in vivo, potwierdziły jego skuteczność, a nawet wyjaśniły mechanizm jego działania, toteż nie będziemy musieli opierać się tylko na domysłach.



Czym jest beta-glukan?


Beta-glukany to polisacharydy o zróżnicowanej budowie. Różnią się masą cząsteczkową, rodzajem wiązań, rozpuszczalnością w wodzie i od tych właściwości zależy również ich aktywność. Najbardziej aktywny i najlepiej przebadany jest izomer β- (1,3)(1,6), który ma dużą masę cząsteczkową i jest nierozpuszczalny. Pozyskiwany jest on ze ścian komórkowych drożdży (Saccharomyces cerevisiae). Drugi popularny izomer to β- (1,3)(1,4)-glukan, który występuje w zbożach, m.in. owsie, jęczmieniu i pszenicy. Ten pierwszy typ, o bardziej udowodnionym działaniu, znajdziemy w preparatach aptecznych, zaś drugi możemy dostarczyć sobie zjadając codziennie porcję owsianki.


Jak beta-glukan podnosi odporność?


Beta-glukan działa immunostymulująco, przeciwbakteryjnie i przewwirusowo. Działanie to zawdzięcza obecności specjalnych receptorów dla beta-glukanu na powierzchni makrofagów, czyli jednych  z komórek odpornościowych naszego organizmu. Makrofagi przechwytują beta-glukan ze ścian przewodu pokarmowego i dzięki niemu ulegają aktywacji. Mają one zdolność "pożerania" komórek bakterii, wirusów i grzybów. Poza tym, aktywują całą kaskadę reakcji odpornościowych, w których biorą udział m.in. limfocyty T, B, cytokiny i interferon. Dodatek beta-glukanu w trakcie terapii antybiotykowej zwiększa również skuteczność leczenia zakażeń bakteriami opornymi na antybiotyki np. gronkowcem złocistym. Taka reakcja organizmu utrzymuje się do 72h, toteż ważne jest regularne przyjmowanie beta-glukanu. Niestety nie możemy liczyć na to, że jedna kuracja zapewni nam odporność na cały sezon jesienno-zimowy.


Jakie są inne zastosowania beta-glukanu?


Związek ten jest od lat intensywnie badany pod różnymi kątami, dlatego też znalazł zastosowanie nie tylko w podnoszeniu odporności, ale także w leczeniu innych chorób. Powstają tysiące prac badających jego właściwości, więc wiele odkryć zapewne jeszcze przed nami.

Oto jakie są inne jego zastosowania:

- obniża stężenie cholesterolu LDL
- wspomagania odchudzanie ( błonnik pokarmowy)
- obniża stężenie glukozy we krwi
- reguluje pracę jelit
- zapobiega powstawaniu nowotworów jelita grubego
- wzmacnia odporność w trakcie i po chemioterapii
- stymuluje wzrost bakterii probiotycznych w przewodzie pokarmowym
- w maściach i kremach, jako składnik przyspieszający regenerację tkanek


Beta-glukan z apteki


Jedynym minusem przeprowadzonych dotąd badań nad beta-glukanem jest fakt, że nie ustalono wciąż optymalnej skutecznej dawki, którą należałoby stosować. Nie ma w tej kwestii jednoznacznych rekomendacji. Badania, które udowadniały jego skuteczność prowadzone były na dużych dawkach, stąd najlepiej wybierać preparaty o jak największej dawce przebadanego izomeru beta-glukanu. A rozbieżność jest bardzo duża. Zresztą zobaczcie sami:


- Immunotrofina - znany od lat preparat, zawiera m.in. glukan (bez określenia izomeru) 2,5mg
- Imunit - zawiera beta-glukan z drożdży, 10 mg
- Immuno up - beta-glukan z drożdży 200 mg + laktoferyna 50mg (dwa skuteczne składniki)
- Imunoglukan P4H - beta-glukan (1,3)(1,6) pozyskiwany z boczniaka ostrygowatego. 50mg w dawce syropu lub 100mg w kapsułce
- Imunoglukan P4H SynBIO - to co wyżej, wzmocnione o 5 szczepów bakterii probiotycznych, oligosacharydy i wit.C
- Olimp Vita-min Plus Junior - beta-glukan jako jeden ze składników, 20 mg nieznanego izomeru
- Marsjanki- beta-glukan jako jeden ze składników w dawce 10-60 mg, nieznany izomer
- Imunovital complex - 300 mg przebadanego izomeru (uwaga! preparat złożony, dedykowany dorosłym)
- Pelafen baby - beta-glukan z drożdży, ale tylko jako dodatek- 1 mg



9 komentarze:

Czy wiecie co najbardziej przeraża młodych rodziców we wczesnym okresie macierzyństwa i czym najczęściej są straszeni przez otoczenie? Kolk...

Matko karmiąca, nie daj się zagłodzić!

8/31/2016 Far Minka 3 Comments

Czy wiecie co najbardziej przeraża młodych rodziców we wczesnym okresie macierzyństwa i czym najczęściej są straszeni przez otoczenie? Kolkami. Straszne widmo kolek niemowlęcych popycha rodziców do zakupu kropelek na wzdęcia jeszcze przed urodzeniem dziecka i do zabezpieczania się na wszelkie sposoby przed ich wystąpieniem. Ciągły płacz, brak snu, bezsilność to coś, czego chcemy uniknąć i jest to naturalne i logiczne. Mniej logiczne jest natomiast to, co może być tego konsekwencją.

W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje mit, że przyczyną kolek jest alergia pokarmowa. Jest to duży skrót myślowy, gdyż faktycznie alergia pokarmowa może powodować bóle brzucha, ale nie każdy ból brzuszka (nazywany kolką) jest spowodowany alergią. Zaryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że takie źródło jest w mniejszości. Najczęściej przyczyną jest po prostu niedojrzałość przewodu pokarmowego. Dlatego też kolka samoistnie znika po kilku miesiącach, w zasadzie niezależnie od tego, jakimi sposobami próbowaliśmy ją zwalczać. Tymczasem otoczenie, najczęściej najbliższa rodzina, wymusza często na matkach, by stosowały dietę eliminacyjną "na wszelki wypadek", żeby uniknąć kolek. Co gorsze, to nie działa w ten sposób, że, jeśli mimo diety dziecko boli brzuszek, to znaczy, że jest nieskuteczna i można ją porzucić. Nie, tu zaczyna działać mechanizm lawinowy... Skoro odstawienie popularnych alergenów nie pomogło, to niech matka karmiąca odstawia kolejne produkty. Najchętniej babcie i ciocie zmuszają młode mamy, żeby wyjściowo zaczęły od jedzenia tylko suchego chleba z chudą wędlinką i gotowanego kurczaka z ryżem. Jak to nie wystarcza, to pewnie trzeba wyeliminować i chlebek. W końcu gluten to zło i pewnie to on szkodzi maleństwu. Rodzina gubi się w domysłach, a tymczasem matka karmiąca zaczyna przymierać głodem. Nie oszukujmy się, nikt nie ma ochoty jeść w kółko gotowanego kurczaka, ani też słuchać, że ten plasterek pomidora, który pozwoliłaś sobie zjeść na śniadanie na pewno spowodował, że teraz ono płacze. Nie dajmy się zwariować i sterroryzować! Tak naprawdę, nie ma żadnych naukowych dowodów na to, że kolki są spowodowane alergią na pokarmy spożywane przez matkę karmiącą. Jeśli dziecko ma dodatkowe objawy, świadczące o alergii, wtedy warto ustalić jej przyczynę i wyeliminować ten składnik. Ten konkretny, nie wszystkie. I nie zapobiegawczo! Same kolki jeszcze nie muszą oznaczać alergii, a jeśli dziecko nie ma wysypki, niepokojąco wyglądających kupek, a płacze niezależnie od tego, czy mama "zaszalała" i zjadła twarożek czy nie, to apeluję: dajcie matce żyć i jeść normalnie!

Coraz częściej słyszę historie ocierające się o granice absurdu, gdzie np. biedna młoda matka karmiąca żyje już tylko na słonych paluszkach, a rodzina wciąż podejrzewa, że dziecko płacze, bo ona coś zjadła. Nie dajmy się zwariować. Takie podejście może być nie tylko niekomfortowe dla młodej mamy, ale wręcz niebezpieczne i niezdrowe dla niej i dziecka. Dlaczego? Otóż natura tak to wszystko zaplanowała, żeby skład mleka zaspokajał potrzeby dziecka, niezależnie od stanu odżywienia matki. Jeśli ona nie przyjmuje wystarczającej ilości składników odżywczych, organizm wyciąga je z jej zapasów np. wapń z kości. Restrykcyjna dieta + karmienie piersią może skończyć się niebezpiecznymi dla zdrowia młodej matki niedoborami. Może również pogłębić poporodowy baby blues, pogorszyć jej samoocenę, uniemożliwić cieszenie się macierzyństwem. No bo czy głodna i sfrustrowana matka to szczęśliwa matka? I czy przypadkiem nie przeniesie tych emocji na dziecko tym samym nakręcając spiralę płaczu?  Dodatkowo może zniechęcić się do karmienia piersią, które przecież niesie tak wiele korzyści zdrowotnych dla dziecka. Stosowanie restrykcyjnej diety jest jedną z częstych przyczyn wczesnego odstawiania dziecka od piersi. Ciężko się zresztą dziwić, że pod presją otoczenia matki podejmują taką decyzję.

Jeśli zaś chodzi o dziecko, to wręcz przeciwnie do tego,co starają się nam wmówić, ekspozycja na alergeny w mleku matki może być dla niego właśnie korzystna. Zgodnie z tym, co wskazują najnowsze badania, to im wcześniej dziecko ma kontakt z alergenami, tym większe szanse, że alergia się u niego nie rozwinie. To właśnie sterylne wychowanie i unikanie kontaktu z alergenami często prowadzi do alergii. Pamiętacie jak było z psami, małymi dziećmi i astmą? Jeśli nie, to odsyłam tutaj. Ponadto, w pewnym stopniu, dziecko styka się z alergenami pokarmowymi już w brzuchu matki, tak więc przy karmieniu piersią to, co jadła matka w ciąży nie będzie dla niemowlaka aż taką nowością, jak nam się wydaje. Taka stopniowa ekspozycja będzie lepsza niż zetknięcie się z alergenem dopiero przy rozszerzaniu diety u dziecka.

Dlatego też, aby nie wyrządzić więcej szkody niż pożytku, nie warto stosować restrykcyjnej diety eliminacyjnej przy karmieniu piersią zapobiegawczo. Zostawmy ją sobie na wypadek wystąpienia faktycznych objawów alergii. Dieta matki karmiącej musi być bogata w witaminy, makro- i mikroelementy, kwasy omega-3, a żeby tak było musi być zróżnicowana. Trzeba odżywiać się zdrowo i rozsądnie. Jeśli chcecie coś eliminować, to nadal pozostają na liście chipsy, cola itp. To warto wyeliminować nawet nie karmiąc piersią ;)

Apeluję, więc do mam: bądźcie silne i nie dajcie się zagłodzić!

Do babć: nie wywierajcie niepotrzebnej presji na młodych mamach!

 I do tatusiów: macie być wsparciem dla żony i dziecka, więc lepiej pognajcie do sklepu po świeże warzywa i bułeczki, zamiast słuchać złotych rad rodziny i kazać żonom żyć na kurczaku i wodzie.

Wszystkim mamom karmiącym życzę smacznej kolacji i przespanej nocy :)



3 komentarze:

Wielkimi krokami zbliża się wrzesień, a wraz z nim początek szkoły. Rok szkolny to okres wytężonej pracy umysłowej i większego poziomu stre...

Jaki magnez dla dziecka?

8/24/2016 Far Minka 9 Comments

Wielkimi krokami zbliża się wrzesień, a wraz z nim początek szkoły. Rok szkolny to okres wytężonej pracy umysłowej i większego poziomu stresu, a to jedne z przyczyn zwiększonej utraty magnezu. Suplementacja magnezu jest bardzo popularna wśród dorosłych, a tymczasem okazuje się, że najmłodsi również mogą jej potrzebować. Zdamy sobie z tego sprawę zwłaszcza, kiedy zastanowimy się nad źródłami magnezu w pożywieniu. Są to m.in. ciemne pieczywo, orzechy, rośliny strączkowe, otręby. Niestety z reguły nie są to produkty znajdujące się na top liście przysmaków naszych najmłodszych, toteż nietrudno u nich o niedobory magnezu. Mogą się one objawiać trudnościami z koncentracją, problemami z nauką, rozdrażnieniem, nerwowością, bezsennością. Jeśli uznacie, że Waszemu maluchowi również przydałoby się uzupełnienie magnezu, to czytajcie dalej,a dowiecie się jaki magnez dla dziecka wybrać.




Jak wybrać preparat magnezowy dla dziecka?


Jak zwykle, na rynku mamy dostępne preparaty o statusie leku i suplementy diety. Jaka jest przewaga leku nad suplementem możecie sobie przypomnieć tutaj . O przyswajalności magnezu było zaś co nieco tu. Oto preparaty magnezowe, które można podawać dzieciom:

Laktomag B6
70mg magnezu w postaci wodoroasparaginianu

Plusy:
- lek, a nie suplement
- dość dobrze przyswajalna forma magnezu
- tabletki o smaku bananowym, rozkrusza się przed podaniem i zawiesza w wodzie lub dziecko je rozgryza i popija
- można podawać już od 1 roku życia

Minusy:
- kontrowersyjny aspartam w składzie


Magne B6
48mg magnezu w postaci mleczanu, dla dzieci od 6 roku życia

Plusy:
- lek, a nie suplement
- dobrze przyswajalna forma magnezu

Minusy:
- tabletki należy połykać w całości, co niektórym dzieciom może sprawić problem


Magsolvit B6
48mg magnezu w postaci glukonianu i mleczanu, dla dzieci powyżej 4 roku życia

Plusy:
- lek w przyjaznej formie syropu
- dobrze przyswajalna forma magnezu


Magnefar B6 junior
90mg magnezu w postaci glukonianu i cytrynian, od 3 lat

Plusy:
- dobrze przyswajalna forma magnezu
- łatwe podanie - malinowy syrop

Minusy:
- suplement diety


Chela-Mag B6 junior
150mg magnezu w formie chelatu, powyżej 3 roku życia

Plusy:
- wysoka dawka magnezu

Minusy:
- suplement diety
- mniejsza przyswajalność niż soli organicznych magnezu


Zdrovit Magnum junior
140mg magnezu w postaci pidolanu i cytrynianu, od 3 roku życia

Plusy:
- duża i dobrze przyswajalna dawka magnezu

Minusy:
-suplement diety


Hartuś Magnez
100mg magnezu w postaci mleczanu, dla dzieci powyżej 3 roku życia

Plusy:
- dobrze przyswajalna forma magnezu
- słodzony izomaltulozą zamiast tradycyjnym cukrem
- bez konserwantów, sztucznych aromatów i sztucznych barwników

Minusy:
- suplement diety
- duża ilość płynu do przyjęcia w jednej dawce - aż 15ml


Plusssz Magnez Uczeń
150mg magnezu w postaci mleczanu i pidolanu, zalecany powyżej 6 roku życia

Plusy:
- duża dawka dobrze przyswajalnego magnezu

Minusy:
- suplement diety


Magmisie
28,5mg magnezu w postaci cytrynianu w 1 żelku, powyżej 3 roku życia

Plusy:
- cytrynian, czyli dobrze przyswajalna forma magnezu

Minusy:
- suplement diety
- duża zawartość cukru i syropu glukozowego
- dzienna dawka zapewniająca rozsądny poziom magnezu to nawet 6 żelków, więc opakowanie odpowiada zaledwie 5-dniowej kuracji

I co sądzicie o preparatach magnezowych dla dzieci? Znaleźliście coś odpowiedniego dla Waszych pociech? Muszę przyznać, że w porównaniu z tymi dla dorosłych wypadają one całkiem nieźle. Zauważyliście, że dzieciom nie próbują wciskać prawie nieprzyswajalnych tlenków czy węglanów? Zbiorczy plus dla producentów za odrobinę sumienia ;)
Na nowy rok szkolny życzę dzieciakom lekkiej nauki i braku problemów z koncentracją, a w razie gdyby jednak wystąpiły, to już wiecie czego szukać :)

9 komentarze:

W poprzedniej części podałam Wam przykładowe zioła, które poprawiają płodność u mężczyzn. Teraz przychodzi czas na kobiety. W tym przypadku ...

Naturalne sposoby na zwiększenie płodności - cz.2 dla kobiet

8/19/2016 Far Minka 2 Comments

W poprzedniej części podałam Wam przykładowe zioła, które poprawiają płodność u mężczyzn. Teraz przychodzi czas na kobiety. W tym przypadku sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż podłoże problemów z zajściem w ciąże jest bardziej zróżnicowane.


Czasem przyczyną jest zbyt wysoki poziom prolaktyny, czyli tzw. hiperprolaktynemia. Można ją niwelować za pomocą leków na receptę lub roślinnych, o których napiszę poniżej. Inną przyczyną może być zespół jajników policystycznych, czyli PCOS. Jest to choroba o podłożu hormonalnym, która jest stosunkowo powszechna, ale nie zawsze w porę diagnozowana. Do jej podstawowych objawów należą nieregularne, bolesne miesiączki, nadmierne owłosienie, nasilony trądzik. Rozchwianie hormonów przy PCOS prowadzi do braku owulacji, niedojrzewania pęcherzyków Graafa, co oznacza niepłodność u kobiety. Statystyki mówią, że ok.40% kobiet z PCOS jest niepłodnych. Wciąż nie poznano dokładnej przyczyny tego schorzenia. Innym problemem zdrowotnym, który często skutkuje trudnościami z zajściem w ciążę i jej utrzymaniem jest chora tarczyca. Tutaj również mamy do czynienia z trudnymi do wyregulowania hormonami. We wszystkich tych przypadkach, można, a nawet trzeba, udać się do dobrego lekarza i podjąć leczenie, które w wielu przypadkach okazuje się skuteczne. Ja zaś pokażę Wam czym to leczenie można dodatkowo wspomóc. Wszystkie kobiety starające się o dziecko zapraszam do zabawy w zielarki. A oto, co mamy do dyspozycji:


Naturalne sposoby na zwiększenie płodności u kobiet



Vitex agnus-castus - Niepokalanek pospolity

Ma zdolność zmniejszania wydzielania prolaktyny, a więc wskazany jest dla kobiet zmagających się z hiperprolaktynemią. Dodatkowo zwiększa poziom LH, a zmniejsza FSH. Jest to naprawdę wszechstronne zioło, gdyż może sprawdzić się także u kobiet mających problemy o podłożu tarczycowym. Dzieje się tak dlatego, że działa on hamująco na tyreoliberynę, czyli hormon uwalniający TSH, które zaś musi być utrzymywane na niskim poziomie, by umożliwić zajście w ciążę i utrzymanie jej np. chorym na chorobę Hashimoto. Dr Różański wspomina, że dobre efekty  w przypadku Hashimoto daje on w połączeniu z roślinami takimi jak: Sarsaparilla, Cyanotis arachnoides i Catalpa. Oczywiście terapię trzeba stosować długotrwale (miesiąc to minimum), by zobaczyć efekty. Jest jeszcze jeden haczyk- tylko duże dawki niepokalanka hamują prolaktynę, małe mogą dać wręcz przeciwny efekt.


Myo-inozytol

Tym razem nie mamy do czynienia z ziółkiem. Jest to jednak składnik suplementów (niestety tak rejestrowane są póki co jego preparaty), który wspomaga proces dojrzewania komórek jajowych. Wpływa on na reakcję komórek na insulinę, a insulinooporność i PCOS idą w parze i prawdopodobnie to właśnie insulina ma związek z powstawaniem tej choroby. To jednak, jak pisałam wcześniej, nie zostało jeszcze dokładnie wyjaśnione. Niemniej, przeprowadzono badania na kobietach z PCOS, którym podano myo-inozytol przez 3 cykle. Zaobserwowano, że u 61,7% z nich wystąpiła owulacja, a spośród nich 37,9% zaszło w ciążę. Jest to całkiem niezły wynik, więc taką suplementację warto rozważyć. Istnieją również całkiem świeże badania nad zastosowaniem myo-inozytolu od drugiej strony tzn. w globulkach. Tak zastosowany ma zwiększać ruchliwość plemników i tym samym ułatwiać zapłodnienie.


Wiesiołek i siemię lniane

Zebrałam je razem, gdyż mają one ten sam cel - poprawić jakość płodnego śluzu. W przypadku wiesiołka mamy dodatkowe zastrzeżenie, by stosować go tylko od początku cyklu do owulacji, gdyż może wywoływać mikroskurcze macicy i lepiej nie stosować go w ciąży.


Maca

Wspominałam już o tej roślinie w części poświęconej Panom, gdyż na nich ma ona bardziej potwierdzone działanie. Niemniej wskazana jest również dla kobiet. Prawdopodobnie zwiększa ona bowiem przeżywalność zarodków. Efekt ten zaobserwowano na razie u myszy- te którym podawano macę, miały więcej potomstwa. Działanie to nie zostało jeszcze w pełni potwierdzone, ani wyjaśnione, ale dla borykających się z poronieniami, jest to zawsze jakaś furtka.


Uwaga na hibiskus!

Hibiskus to bardzo popularny składnik herbat owocowych. Gdy kupujemy herbatkę owocową, niezależnie od wybranego smaku, zazwyczaj zawiera ona w swoim składzie hibiskus. Starające się o dziecko powinny jednak na nią uważać, gdyż istnieją doniesienia, że obniża płodność, może powodować poronienia, a nawet odnalazłam badanie (wprawdzie na razie tylko na szczurach, ale jednak), które wykazało, że spożywanie hibiskusa w ciąży przez matki ma wpływ na spadek płodności u ich potomstwa płci męskiej.


Uwaga na zieloną herbatę!

Jak bardzo ważny jest kwas foliowy, gdy planujemy starać się o potomstwo, myślę, że nie muszę nikogo przekonywać, ale warto zwrócić uwagę na jego "wroga", czyli zieloną herbatę. Pisałam już o tym tutaj , ale powtórzę raz jeszcze: zielona herbata powoduje spadek stężenia kwasu foliowego w organizmie, toteż lepiej powstrzymać się od jej spożywania w okresie starań o dziecko i ciąży.

2 komentarze:

Dopóki nie zaczęłam starań o dziecko i nie złapałam kontaktu z innymi "staraczkami" i ciężarnymi, nie zdawałam sobie sprawy z ...

Naturalne sposoby na zwiększenie płodności - cz.1

8/16/2016 Far Minka 2 Comments



Dopóki nie zaczęłam starań o dziecko i nie złapałam kontaktu z innymi "staraczkami" i ciężarnymi, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak dużym problemem jest obecnie niepłodność. Tak naprawdę, choć większość społeczeństwa nie ma tej świadomości, każdy z nas ma w swoim otoczeniu co najmniej jedną parę, która długo bezskutecznie stara się o ciążę lub doświadcza poronienia. Dlatego też, ponieważ temat jest ważny i bardziej powszechny niż nam się zdaje, postanowiłam zaangażować się w akcję #nieplodnosciniewidac . Z tej okazji zebrałam dla Was naturalne, w większości ziołowe, środki zwiększające płodność.Warto wiedzieć, jak można się wspomóc zanim sięgnie się po cięższą artylerię w postaci leków hormonalnych lub gdy te zawiodą, a nie chcemy się poddawać. Żeby działać skutecznie, warto w pierwszej kolejności ustalić przyczynę problemu. Czy leży on po stronie mężczyzny czy kobiety, i dalej, czy winna jest zbyt mała ilość nasienia, kiepska jego jakość czy może hiperprolaktynemia, PCOS lub chora tarczyca u partnerki? Ja ze swojej strony trzymam kciuki za wszystkich starających się o dziecko i zapraszam na małą ściągę. Na początek bierzemy pod lupę zioła dla Panów.


Zioła wspomagające płodność u mężczyzn


Są to zioła poprawiające jakość i ilość spermy, w dużej części pochodzące z medycyny ajurwedyjskiej, ponieważ chciałam pokazać Wam coś, co u nas jest mniej popularne. Większość z nich jest dodatkowo afrodyzjakami ;)


Butea superba - Red Kwao Krua

Roślina rosnąca w lasach Tajlandii. Znany afrodyzjak, ale także cenna pomoc w staraniach o dziecko, gdyż zwiększa koncentrację spermy i ruchliwość plemników. Co ważne, nie odnotowano żadnych anomalii w plemnikach po stosowaniu tego środka.


Cynomorium coccineum - Som-El-Ferakh

Roślina stosowana najszerzej w Arabii Saudyjskiej. Pobudza spermatogenezę, zwiększa ilość spermy, żywotność i ruchliwość plemników. Ponadto zmniejsza ilość wadliwego nasienia.


Chlorophytum borivilianum - Safed Musli

Kolejny indyjski afrodyzjak, który dodatkowo znacząco zwiększa ilość spermy.


Lepidum meyenii - Maca

Chyba najpopularniejsze zioło w tym zestawieniu. Zwiększa płodność zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet. U mężczyzn prowadzi do zwiększenia ilości spermy i wzrostu ruchliwości plemników. Skuteczna dawka to 0,1g ekstraktu na kilogram masy ciała.



Mucuna pruriens - Świerzbiec właściwy

Ajurwedyjskie zioło o długiej tradycji stosowania, przebadane również przez naukowców i to nawet na niepłodnych mężczyznach. Ma potwierdzone działanie zwiększające spermatogenezę. Zwiększa koncentrację nasienia i ruchliwość plemników. Wpływa również na poziom hormonów i neuroprzekaźników. Zwiększa ilość testosteronu, LH, dopaminy, adrenaliny i noradrenaliny, a obniża poziom FSH i prolaktyny.



Tribulus terrestris - Buzdyganek naziemny

 Popularna roślina w tradycyjnej medycynie chińskiej i indyjskiej. Starającym się o dziecko może pomóc poprzez pobudzenie spermatogenezy.



Withania somnifera - Ashwagandha

 Nazywana również indyjskim żeń-szeniem, gdyż jak on ma właściwości adaptogenne. Badania potwierdziły, że ma ona zdolność zwiększania ilości plemników i ich ruchliwości u mężczyzn cierpiących na oligospermię. Ponadto podnosi poziom testosteronu i hormonu luteinizującego, a obniża FSH i prolaktynę u niepłodnych mężczyzn.


Psoralea  corylifolia - Babchi

Roślina najbardziej znana w leczeniu bielactwa, ale również mająca zdolność pobudzania spermatogenezy.



Dodatkowo warto zadbać o odpowiedni poziom selenu i cynku. 



Już wkrótce zapraszam na drugą część, dotyczącą "wspomagaczy płodności" u kobiet. Śledźcie mojego facebooka, żeby nie przegapić wpisu. 

2 komentarze:

Każda z nas wie, że małe (ale i te większe) zakupy są świetnym sposobem na poprawę humoru. Nie zawsze jednak mamy czas i chęci na buszowanie...

Najlepsze zakupy dla dzieci na Aliexpress

8/04/2016 Far Minka 4 Comments

Każda z nas wie, że małe (ale i te większe) zakupy są świetnym sposobem na poprawę humoru. Nie zawsze jednak mamy czas i chęci na buszowanie po galeriach handlowych. Na szczęście w dobie internetu to nie problem, bo praktycznie wszystko można już zamówić z dostawą do domu. A kto poznał już aliexpress, ten często zagląda do skrzynki w poszukiwaniu paczuszek lub awizo. Mówią, że to uzależnia i chyba coś w tym jest ;)
Dla tych, którzy jeszcze portalu nie znają, wyjaśniam- jest to chiński odpowiednik naszego Allegro, ale nawet lepiej zorganizowany. Odkąd zaczęłam robić tam zakupy, wielu funkcji bardzo mi brakuje podczas korzystania z naszego serwisu aukcyjnego. Po pierwsze komentarze, czyli feedback na Aliexpress dotyczą konkretnego produktu i możemy dowiedzieć się z nich bardzo praktycznych rzeczy np. na temat jakości, rozmiarówki, a nawet zobaczyć prawdziwe zdjęcia od kupujących. Po drugie, mamy w zasadzie gwarancję satysfakcji. Jeśli nie dostaniemy towaru, dostajemy zwrot pieniędzy. Jeśli towar jest kiepski jakościowo, różni się od tego, który zamawialiśmy, ma jakąś wadę, również otrzymujemy częściowy lub pełny zwrot pieniędzy i nie wymaga to wcale wielkiego zachodu. Po trzecie, ceny. Bardzo wiele produktów dla dzieci sprzedawanych u nas, tak naprawdę pochodzi właśnie z Aliexpress, a mają doliczoną marżę lokalnego sprzedawcy. Po czwarte, darmowa wysyłka w większości przypadków. Jeśli chodzi o wady, to przede wszystkim czas wysyłki. Tu musimy się uzbroić w cierpliwość i zakupy planować z wyprzedzeniem, bo zamówiony towar dociera w optymistycznej wersji po 2 tygodniach, ale zdarza się, że i po 2 miesiącach. Różnie bywa również z jakością, ale od tego właśnie mamy feedbacki, żeby nie kupować w ciemno. A można na Aliexpress znaleźć prawdziwe perełki za grosze. Takimi najbardziej trafionymi zakupami chciałam właśnie się z Wami podzielić.

Moje najlepsze zakupy dla dzieci z Aliexpress



1. Czapki, kaszkiety, kapelusze

Aliexpress jest świetne do zakupu nakryć głowy dla dzieci. Praktycznie z każdego zamówienia byłam bardzo zadowolona.
Mały Człowiek dostał swój pierwszy kaszkiecik. Pasuje na dziecko ok.6-12 miesięcy. Kosztował mnie ok.8 zł.
http://ali.pub/72juv


Starsza Siostra dostała zaś śliczny kapelusz. No naprawdę zakochałam się w nim tak, że nawet szukałam większej wersji dla dorosłych, ale nie znalazłam.

http://ali.pub/hf8ye

To cudeńko nabyłam za ok. 20zł. Idealny na wiek 3-5 lat. W tym roku dla mojej pociechy już za mały, ale leży w szafie, bo szkoda się z nim rozstać ;)

Fajne są też czapki na jesień. Ja wybrałam "I love mom" z barankiem Shaunem. Koszt za sztukę niecałe 8 zł.
http://ali.pub/mtyp2
Nie mogło być inaczej i zimowy zestaw również przyleciał do nas z Ali. Cieplutki komplet na misiu za niecałe 25zł. Również warto.


No dobra, dość czapek. Co jeszcze warto kupić na Aliexpress?

2. Spinki i gumki do włosów

W dziale z ozdobami do włosów można przepaść podobnie jak w tym z biżuterią, a że wysyłka darmowa, to można szaleć. Ja polecam np. te fajne gumki z kokardkami. Ładnie wyglądają, dobrze trzymają włosy, a za zestaw 10 sztuk w różnych kolorach zapłaciłam ok.6 zł.

http://ali.pub/mr93h

Ok, teraz schodzimy już całkiem z głowy. Kolejnym działem obfitującym w perełki jest dział z sukienkami. Jeśli macie w planach wesele lub jakąś inną uroczystość, to warto zawczasu zamówić sukienkę na Aliexpress. Ja tak zrobiłam na urodziny.

3. Sukienka

Sukienka jest śliczna. Na żywo identyczna jak na zdjęciach. W sam raz dla gwiazdy wieczoru ;) A kieszeń nie boli, bo kreacja wyniosła mnie niecałe 30 zł.

http://ali.pub/azhf1


4. Balony

Skoro już jesteśmy w temacie urodzin, to na Aliexpress warto zaopatrzyć się w balony. Wybór jest po prostu ogromny. Są wszystkie możliwe postaci z bajek, ale też balony w kształcie liter i cyferek, a nawet tortu urodzinowego. Mały Człowiek dostał na 1 urodziny balon-tort, który był większy od niego :D Starsza Siostra dostała wtedy taki balon z ulubioną Krainą Lodu.

http://ali.pub/fagx2

Ciężko zarzucić mu, że to chińska tandeta, bo od urodzin minęło 10 miesięcy, a on nadal jest napompowany, w nie zmienionym stanie. Nie możemy się nadziwić, że tyle wytrzymał. Naprawdę dobrze zainwestowane 3 zł :D

5. Lalka

Wiecie, że nawet Mikołajowi podpowiedziałam żeby zajrzał na Ali? Za moją namową przyniósł pluszową Annę z Krainy Lodu. Śliczna. Gdy Wam to piszę, śpi właśnie w łóżku ze swoją właścicielką :)

http://ali.pub/04f3i


6. Kurtka na zimę

Kolejna rzecz, która w Polsce potrafi kosztować zawrotne sumy, a na Aliexpress możemy dostać ładną, oryginalną i za pół ceny. Poprzednią zimę Starsza Siostra przechodziła w takiej z Myszką Minnie i byłyśmy z niej obie zadowolone :)

http://ali.pub/8gred

Nie jestem jeszcze aliholiczką, więc na tym na razie zamykam listę najlepszych wypróbowanych produktów dla dzieci z Aliexpress. Jeśli moje zakupy Wam się spodobały i chcielibyście też takie zakupić, to po kliknięciu na zdjęcie traficie na aukcje tych przedmiotów. Teraz czas szykowania wyprawek do szkoły, więc ja pewnie również zajrzę na Ali w poszukiwaniu jakichś fajnych gadżetów. Kliknęłam już personalizowane naklejki na zeszyty itp.  A może Wy też znalazłyście coś godnego uwagi?


4 komentarze: